main

Restauracje

Pakta. Pikantny związek Peru i Japonii

2014-02-09 — 2

17.jpg

Wyruszam na łowy zaczytując się w recenzjach kulinarnych. Wybór restauracji to w końcu poważna sprawa, której lekceważenie skutkuje niesmakiem i rozczarowaniem kubków smakowych. Czy kierować się raczej zbiorowym aplauzem, apetycznymi zdjęciami czy szczegółami dającymi wgląd w to, co na talerzu i poza nim? A w końcu: czym kierują się mniej lub bardziej znani krytycy? Czy aby nie tak zwanym widzimisię?

Restauracje

Pierogi na szczęście

2014-01-30 — 0

014
025
034
044
054
063
073
093
102

Gong Xi Fa Cai! W przeddzień Nowego Lunarnego Roku dopadł nas smak na chińskie pierożki.

Takie w biegu, ale smaczne i zróżnicowane. Najlepiej, żeby serwowane były w parowniku, co sprzyja pochłanianiu ich w zatrważającej ilości. Koniecznie w akompaniamencie pomruków zadowolenia i oblizywaniu szczypiących od oleju chili ust. Czy ta krótka lista noworocznych życzeń możliwa jest do realizacji w Polsce?

Gdzie szukać prawdziwych jiaozi dowiedzieliśmy się dzięki rekomendacji w chińskim serwisie mikroblogowym Weibo. Dziao na warszawskiej starówce to gorąca miejscówka wśród Chińczyków, którzy stanowią 70% klientów. Statystyka nie kłamie, pierogi są tu naprawdę przyzwoite.

Kiedy schowaliśmy się przed śnieżną zadymką we wnętrzu w maleńkiego lokalu na naszych twarzach malowało się przerażenie. Toż to orientalny fast food z polską obsługą, plastikowymi sztućcami, kiczowatym menu i najgorszą ze wszystkiego – MIKROFALÓWKĄ. W tej chwili grozy jedyną słuszną opcją wydawała się ucieczka. Zostaliśmy jednak spacyfikowani uśmiechem stojącego za kontuarem chłopaka, a na dokładkę do Dziao wparowali kolejni chińscy klienci. Nie walczyliśmy dłużej z przeznaczeniem – postanowiliśmy zaryzykować i zamówiliśmy pierwsze parowniki wypełnione soczystymi pierogami.

Jak się okazało wszystkie potrawy przygotowywane są przez kucharzy z naszej ulubionej restauracji China Garden, a na miejscu jedynie w ekspresowym tempie podgrzewane. Nie uświadczymy tutaj wyrafinowanych smaków – jest prosto, szybko i o dziwo smacznie! Tak jak w prawdziwym fast foodzie powinno być. Współcześnie określenie to niesie ze sobą szereg negatywnych skojarzeń dotyczących serwowanych dań oraz samej, tego typu przybytków, klienteli. W Chinach jednak to właśniexiaochi, czyli drobne przekąski przyciągają smakoszy do stoisk, oferujących kilku lub nawet jednodaniowe menu. Pierogarnię Dziao cechuje podobny styl, ale czego więcej do szczęścia trzeba niż osiem rodzajów pierogów w kolorach tęczy i o smakach tak intrygujących jak choćby makrelowy! Jiaozi farbowane są naturalnymi barwnikami (np. sokiem z buraka), dzięki czemu nie łatwiej rozpoznać jakie zawierają nadzienie. Jest to szczególnie przydatne, kiedy decydujemy się na zamawianie po ½ porcji dwóch rodzajów w jednym parowniku. Poza pierogami warto spróbować innej typowo noworocznej przekąski – herbacianych jajek na twardo, które pod skorupką kryją marmurkowy ornament. Zwykle jedzone są na zimno, mają przyjemny ziołowy aromat, a nawet – właściwości zdrowotne.

Podobno dzielenie się chińskimi jiaozi jest jak życzenie sobie bogactwa i dobrobytu. My dzielimy się Dziao z Wami!

RestauracjeSkładniki

Owadożerstwo

2013-11-11 — 0

022.jpg

Lubię jeść owady. Bynajmniej nie ze względu na wrażenia estetyczne czy wzniosłe doznania smakowe. Jem, bo widzę w tym sens. To tanie, wartościowe i ekologiczne pożywienie. Jeśli do tego jego źródłem jest gatunek inwazyjny lub szkodnik niszczący plony (np. szarańcza), osiągamy podwójny zysk – napełniając własne żołądki, wspieramy ekosystem, w którym żyjemy.

Restauracje

Thai Thai versus Why Thai

2013-08-04 — 0

11kaczka
1przystawka
2przystawka
3wnetrze
4kaczka
5kaczka
6budda
7wnetrze
8czipsy
9rollsy
10padthai

Lipiec to dla nas czas dylematu rocznicowego. A ponieważ podzielamy nie tylko miłość do siebie nawzajem, ale i do jedzenia, wybór miejsca na wyjątkową kolację, to niekończące się negocjacje.

Na pierwszy ogień poszła niedawno odznaczona restauracja, ale obeszliśmy się smakiem z powodu ponad miesięcznego czasu oczekiwania na rezerwację stolika, menu innych wyróżnionych nie bardzo trafia w nasze wschodnie gusta. Azjatyckie przybytki też w tej kwestii niewiele mają do zaoferowania – japońskie suszenie nie wzbudza już w nas dreszczyku emocji, a koreańskie i wietnamskie lokale nie grzeszą wysublimowanym wystrojem. Pozostała więc przed nami ziemia nieodkryta – Tajlandia, której kuchnia pachnie mleczkiem kokosowym, curry w trzech kolorach, jaśminowym ryżem. Tak niewiele wiedzieliśmy i tym razem uznaliśmy to za atut – nie poszukiwaliśmy oryginalnych smaków, ale otworzyliśmy się na to, co oferują nam tajscy kucharze na polskiej ziemi.

Kolacja rocznicowa przeciągnęła się do dwóch dni i tak powstało porównanie dwóch zupełnie różnych miejsc:

Thai Thai

Wyjątkowa lokalizacja w budynku Teatru Wielkiego oraz wystrój niczym wnętrze złotej pagody zobowiązują. To sceneria godna rozwinięcia wątku poszukiwań kaczki doskonałej. Wpierw jednak, na pobudzenie apetytu, zamówiliśmy smażone wontony w towarzystwie pikli oraz suszoną na słońcu karkówkę. Pierożki do chrupiących nie należały, pocieszyliśmy się jednak dobrze doprawioną wieprzowiną. Chwilę później na stole pojawiły się dania główne – kaczka w czerwonym curry oraz smażona w woku. Rzuciliśmy łakomym wzrokiem na olbrzymie porcje i nieporadnie zabraliśmy się do degustacji za pomocą łyżki i widelca, jak to jest w tajskim zwyczaju. Dlaczego nieporadnie? Znanymi nam sztućcami Tajowie posługują się odmiennie – trzymając w lewej dłoni widelec wsuwają na łyżkę pokarm i właśnie tą łyżką, znajdującą się w dłoni prawej, wkładają go do ust.

Wróćmy jednak do potraw, bo to nie sposób jedzenia, ale ich smak jest najważniejszy. W obu wersjach mięso kaczki było soczyste, miękkie, zaróżowione – przypominało bardziej efekt uzyskiwany dzięki gotowaniu za pomocą techniki sous vide niż agresywnego smażenia na woku. Obie kaczki przyrządzone były na bardzo wysokim poziomie, jakością deklasowały wszystkie, które do tej pory mieliśmy okazję jeść. Sam dobór składników i przypraw nie zaskakiwał – jak to określił Szanowny Mąż smakowały domowo (oczywiście biorąc poprawkę na fakt, że nasza kuchnia odbiega na wschód od standardów polskich).

Why Thai

Uznaliśmy, że nie możemy wyrobić sobie zdania na podstawie pojedynczego spotkania z tajskimi kulinariami, dlatego następnego dnia zjedliśmy wczesną kolację w Why Thai. Wystrój w stylu nowoczesnego vintage, nieformalna atmosfera i otwarta kuchnia, w której podglądać można tajskich kucharzy przy pracy, niestety niefortunnie usytuowana na drodze do toalety. Oszczędziliśmy sobie tego widoku i usiedliśmy po drugiej stronie sali, a na stole szybko pojawiło się czekadełko w postaci krewetkowych prażynek z pysznym orzechowym sosem oraz przystawka – pojedyncza świeża sajgonka (spring roll) z zaskakującym sosem miodowym. Nie ustaliśmy w naszych poszukiwaniach kaczki doskonałej i zamówiliśmy wersję w czerwonej paście curry z ananasami – rzekomą specjalność Szefa Jiraphona. Zdecydowaliśmy się również na kultowy wśród turystów pad thai z kurczakiem, ciekawi, co też mogło ich tak w makaronie ryżowym zachwycić. W przeciwieństwie do Thai Thai porcje były zdecydowanie mniejsze, potrawy smaczne, ale znów uderzyła nas ich prostota. Delikatnej kaczce towarzyszyła kropla sosu, a zagadka popularności pad thai nadal nie została przez nas rozwiązana.

Kuchni tajskiej nie można odmówić uroku egzotyki, ale odnosimy wrażenie, że niesłusznie promowana jest na Zachodzie w ekskluzywnej formie. Tak jak zapiekanka ziemniaczana, niezależnie od tego czy podana w Warszawie, Pekinie czy Nowym Jorku, pozostanie daniem prostym i niewyrafinowanym, tak potrawy kuchni tajskiej z rodowodem z ulicznych jadłodajni, powinny przybrać formę odpowiednią do ich pochodzenia.

 

Restauracje

Bao Bar – pierogi jako narzędzie zbrodni

2013-07-18 — 0

foto16
foto21
foto31
foto41
foto51
foto61

Odwiedzając różnego rodzaju lokale gastronomiczne przymykamy zwykle oko na drobne niedociągnięcia – zbyt długi czas oczekiwania, brak potraw z menu (lub ich składników) i tym podobne historie.

Najważniejszy jest finalny produkt – danie, które szczerością chwyta za serce. Dla którego wracamy do najbardziej zapyziałych miejsc z plastikową zastawą prowadzeni wspomnieniem ich smaku.

Ogólnie – da się nas lubić.

Nic jednak tak nie psuje nam humoru jak nieudany posiłek. Na dokładkę negatywne odczucia pogłębia fakt, że lokal do którego zdarzyło nam się trafić prezentuje Polakom azjatycką kuchnię w najgorszym wydaniu.

Strzeżcie się więc restauracji Bao Bar – Zdrowe Pierożki Na Parze, bo żadne ze słów zawartych w jej nazwie nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

Nie jest to restauracja tylko bar względnie szybkiej obsługi, mieszczący się w szeregu lokali handlowo-usługowych w Al. Jana Pawła II. Specjalnością zakładu miały być baozi – chińskie bułeczki gotowane na parze. W oryginalnej wersji, dzięki zawartości drożdży, są puchate i lekkie. Ich zapach, zaraz po wyjęciu z bambusowego koszyka, kojarzy się z ciepłem i gościnnością domu.

Co otrzymaliśmy w Bao Barze? Twarde, niekształtne gnioty. Niedogotowane, z nędznym nadzieniem. Tak mierne, że nawet zamoczenie w sosie sojowym serowo-ananasowego pieroga (bo tak nazywane są baozi w tym miejscu) nie było w stanie zmienić jego smaku, ani na lepsze, ani na gorsze. Dabao, dwa razy większa wersja tej mordęgi, na dodatek wypełniona zwartą masą podrobów. Do tego zupa won ton – szary wywar z cebulą i pieczarkami (sic!) oraz ogórki z czosnkiem, bez czosnku. Na tym tle o wpadkach w obsłudze nie warto nawet pisać.

Nie mogąc zmęczyć naszych baozi zdecydowaliśmy się wziąć je na wynos (Szanowny Mąż musiał sobie sam pozawijać je w sreberka) Tym samym staliśmy się posiadaczami narzędzia zbrodni – twardym pierogiem wielkości pięści można zabić nie tylko kubki smakowe.

Bao Barze, przykro nam, że istniejesz na kulinarnej mapie Warszawy.

O tym, gdzie warto spróbować baozi przeczytasz tu: pierogi baozi

Restauracje

China Garden: przepis na chińską restaurację

2013-06-18 — 0

baklazan
deser
homar
my
pierogi
przystawki
przystawki2
ryba
szaszlyki
warzywa
wnetrze2
wnetrze3
zupa

Szczerość to dla nas ważny składnik jedzenia. Niestety w wielu restauracyjnych daniach zanika gdzieś pomiędzy opłacalnością a przystosowaniem do polskiego smaku

Jak przeciwdziałać temu zjawisku? W chińskiej restauracjiChina Garden sprawdziliśmy kilka metod, które okazały się skuteczną drogą do satysfakcjonującego posiłku.

Po pierwsze warto nawiązać bezpośredni kontakt z obsługującym nas kelnerem, a jeszcze lepiej z właścicielem przybytku. W tym przypadku nie byłoby to możliwe bez naszej wietnamskiej przyjaciółki władającej językiem chińskim. Mai przełamała najtrudniejszą, a zarazem najbardziej absurdalną z naszego punktu widzenia, żywieniową barierę kulturową – przekonała właściciela, że Polacy mogą jeść oryginalne chińskie potrawy.

Po drugie wychodzimy poza utarte szlaki. Menu zniknęło z naszego pola zainteresowania, kiedy właściciel China Garden zaczął opowiadać o świeżych krabach i przyniósł tacę z egzotycznymi dla nas warzywami – gąbczakiem zwanym lufą, przypominającą lekko gorzkiego i bardziej wyrazistego w smaku ogórka (Luffa acutangula), chińskim szczypiorkiem (Allium tuberosum) i olbrzymią beninkazą szorstką (Benincasa hispida).

Po trzecie współpracujemy z właścicielem przy wyborze dań. Mimo niemiłosiernego obżarstwa (zamówiliśmy osiem potraw), na koniec daliśmy namówić się jeszcze na deser. Nagle w restauracji rozległ się głośny warkot – to właściciel własnoręcznie szykował dla nas mrożony mus z fioletowego ziemniaka. Tak orzeźwiający i kremowy, że wyszliśmy z restauracji przyjemnie odświeżeni i usatysfakcjonowani, a nie po prostu przeżarci ;)

Przygotowane dla nas potrawy w China Garden odznaczały się przede wszystkim świeżością, a skomponowane przez nas menu było bardzo zróżnicowane. Wpierw podano zimne przystawki: pokrojoną w cienkie plasterki, doskonale przyprawioną golonkę wieprzową oraz paseczki żołądków wieprzowych. Następnie na stole pojawiły się kolejne potrawy – zjedliśmy zupę z krabów i beninkazy szorstkiej, dającą uczucie chłodu w letni dzień, grillowane szaszłyki jagnięce przyprawione kminem i chili, kojarzące się z kuchnią muzułmańską, smażone wontony o delikatnym cieście, przeciętną kaczkę z Nanjing (jedyne danie z polskiego menu), gąbczaka z groszkiem cukrowym oraz doskonałego bakłażana faszerowanego mięsem mielonym.

Niestety na kaczkę idealną będziemy musieli jeszcze zaczekać, ale z czystym sumieniem możemy polecić ogromny wybór dań chińskich w restauracji China Garden.Wysiłek włożony w zastosowanie w praktyce naszych rad na pewno się opłaci.

Dwa ostatnie zdjęcia pochodzą ze strony:  http://www.chinagarden.pl/

Restauracje

Zupa phở ze słoika

2013-05-01 — 0

bar2
kuchnia
menu
pho1
pho31
piekarnik
przekaska
sandwich
wnetrze
wostok

Kto nie zna jeszcze zupy phở niech żałuje, toż to wietnamski udział w tworzeniu ogólnoludzkiego szczęścia!

Sprężyste wstążki ryżowego makaronu zalewane są wrzącym czystym bulionem wołowym – to podstawa. Sekretnym składnikiem jest czas i cierpliwość. Warto czekać. Kulinarny oldschool wraca do łask – phở gotujemy przez około 8 godzin, używając różnych rodzajów mięsa wołowego i kości. Smak zaskakuje swoim zrównoważeniem – niezbyt mocny, ale nie wodnisty, wyraźnie azjatycki, a mimo to trudno rozpoznać jakie przyprawy zostały użyte. Na wierzchu pokaźnych rozmiarów miski phở piętrzą się dodatki. Cienkie plasterki wołowiny surowej lub gotowanej, kurczak, cebula, kiełki fasoli mung, szczypiorek, kolendra, pachnotka, a nawet surowe kurze żółtko. Idealne śniadanie nie tylko na chaotycznych ulicach Hanoi, ale również w chłodny poranek Święta Pracy, kiedy wygłodniali ruszyliśmy na stolicę. Obyło się bez goździków. I bez korków.

Jako rzecze Facebook, w nowo otwartym Momu.gastrobarze, Polacy zabrali się za kultowe azjatyckie danie, dorzucając coś od siebie. Doczekaliśmy się! Nastała ta pamiętna chwila, kiedy phở przestało być domeną wietnamskich barów. Odpowiedzialny za oryginalny przepis Tadeusz Muller zdradził nam jak się tworzy nowe tradycje po polsku. Zaskoczył nas już samym sposobem podania. Phở w wekowym słoiku! Zupa nie traci ciepła, a po uniesieniu przykrywki wydobywa się zintensyfikowany zapach drobiowo-wołowego bulionu. Wewnątrz istny miks smaków – pikantna papryczka, cebula, aromatyczna kolendra i mięsisty bokchoy, a na wierzchu… owoce liczi. Połączenie smaków – słodkiego, ostrego, słonego, kwaśnego tworzy kwintesencję Azji Południowo-Wschodniej, gubiąc gdzieś po drodze harmonię i szlachetność wietnamskiego bulionu. Coś za coś. Pierwsza polska interpretacja phở to zamknięte we wnętrzu szklanego słoika marzenie o dalekich podróżach i egzotyce. Dobre na co dzień i od święta.

Momu gastrobar to miejsce wpisujące się w trend nowoczesnych lokali, urządzonych w stylu eco-industrial. Zdeklasowało naszym zdaniem Aïoli na Świętokrzyskiej, nie tylko dopracowanym menu, ale i bardziej przyjazną rozmowie atmosferą. Poza autorską wersją phở z azjatyckich przysmaków pojawić się mają też hot dogi z kapustą kimchi. Na taki fusion czekamy! Nie będąc jednak monotematyczni – polecamy bogatą kartę tapas zachęcającą do wspólnego delektowania się jedzeniem oraz bardzo oryginalne desery, wśród których znajdziecie dyniową pannacottę czy bakłażana ala caseta.

Zobacz też: lunch lady na ulicach Wietnamu

RestauracjeWege

Wegańska chatka miłości

2013-04-11 — 0

ciasto1
master
miesa
slider13
talerz
zalozycielka
zupa

Trafiliśmy do chatki miłości. Wegańskiej, wegetariańskiej, a do tego wietnamskiej. I chociaż miejsce to znajduje się w Warszawie, ma raczej kosmopolityczny charakter.

Na niewielkiej powierzchni baru restauracyjnego Loving Hut w formie „fast” serwowane są nie tylko dania, ale też nowy styl życia. Bez produktów pochodzenia zwierzęcego, alkoholu, papierosów i z duchową odnową w pięciu prostych krokach.

Restauracje

Sekretem pizzy jest Mąka i Woda

2013-03-30 — 0

pizza_diavolo.jpg

Sobotni ranek, przebudziwszy się leniwie otwieramy oczy. Kiedy z sennej wyprawy powraca świadomość pada decydujące pytanie: „Co jeść?”Jak zwykle mam ochotę na klasyczną jajecznicę Gordona Ramsaya, na której produkcję w naszym domu ma wyłączność Szanowny Mąż. W ciszy czekam na werdykt. Niestety zamiast odgłosu kroków do kuchni, słyszę głos sprzeciwu: „Ryżyk! Ale jeśli masz ochotę na jajecznicę to dobrze. Będzie więcej ryżyku dla mnie.”