Nie daliśmy porwać się gorączce sobotniej nocy muzealnej, dlatego wytyczyliśmy alternatywny miejski szlak, aby nakarmić wszystkie zmysły.
Krok pierwszy: kino Iluzjon.
Naszą przystawką był film Łowcy Owoców w reżyserii Yung Chang, w ramach 10. edycji Festiwalu Filmowego Planete + Doc.
Zaczęło się od zmysłowego pobudzania kubków smakowych obrazami owoców – nasycone kolory, jędrna skórka, kremowe wnętrze, tryskający sok. Biofilia w czystej postaci. Wtedy to, niczym w ogrodzie Eden, pojawili się ludzie i wszystko zepsuli. Wznieśli w hipermarketach piramidy z owoców i wielbić zaczęli obfitość. Od zguby wybawić nas mogli jedynie fruit hunterzy. Pierwsi, w przydomowych sadach, pełni pasji oddawali się przyjemności spożywania płodów własnej pracy. Sok ściekał im po dłoniach, a w oczach mieli szczęście. Drudzy ogarnięci gorączką skarbów poszukiwali nowych gatunków na rubieżach świata.
Próbowaliśmy pośród fruit hunterów odnaleźć siebie. Należymy do próżniaków łakomczuchów. Nowe smaki, a szczególnie ich połączenia, wprawiają nas w rajski nastrój. Do Polski sprowadziliśmy już m.in.: najbardziej śmierdzący owoc świata – durian, zniewalający mangostan, śliwiec słodki (Spondias dulcis L., quả cóc) o niebezpiecznej haczykowatej pestce i inne. Nasz ogródek zieje jednak pustką. Aby to zmienić, podjęliśmy…
Krok drugi: pokaz gotowania Egzotyka zza miedzy, zorganizowany przez magazyn Kukbuk
Preludium. Pokaz Mateusza Karkoszki z restauracji Tamka 43 nie zaspokoił może rozbudzonych apetytów, ale zachęcił do poszukiwań roślin jadalnych na własnym podwórku. Okazuje się bowiem, że nasz ogródek, chociaż nie obsadzony, ma nam sporo do zaoferowania. Możemy znaleźć w nim zioła, które do tej pory zwaliśmy chwastami. Niewypielone grządki nie będą już w nas budziły wyrzutów sumienia, o nie! Od dzisiaj polujemy na dzikie zioła: portulaka, ogórecznika, młode pędy paproci, mlecza, krwawnik, szczaw zajęczy, czosnek niedźwiedzi, klajtonię, babkę lancetowatą, koniczynę i pokrzywę. Mają wyrazisty smak, dlatego należy stosować je z umiarem, jako składnik sałatki lub w formie emulsji:
Emulsja z krwawnika (przepis Mateusza Karkoszki)
Składniki:
- 200g krwawnika
- 50g oleju rzepakowego z pierwszego tłoczenia
- ½ szklanki wywaru z kurczaka (zredukowanego do gęstości sosu)
- ocet z białego wina
- sól
Sposób przygotowania:
Umyte i osuszone liście krwawnika, olej rzepakowy i wywar z kurczaka blendujemy do uzyskania gładkiej konsystencji. Następnie przecedzamy przez gęste sito i doprawiamy do smaku octem winnym i solą.
Podczas pokazu chwasty zamieniły się w dzikie zioła, a kora brzozowa w talerze. Kreatywny recykling to nowy trend, który bardzo nam się podoba.
Krok trzeci i ostatni: Sagarmatha.
Sagarmatha znaczy Mount Everest. To również nazwa małego baru z kuchnią nepalską, o którym dowiedzieliśmy się dzięki M. Nie zniechęcił nas szemrany klimat Woli, mikroskopijna powierzchnia lokalu, a nawet plastikowe nakrycie. To ludzie tworzą to miejsce – wąsaty kucharz, obsługująca nas żona i nieśmiały nastoletni syn. Gotują prosto, uczciwie, z sercem. I chociaż nie znamy się na kuchni Nepalu, to doceniliśmy dania nasycone smakiem, ale nie przytłaczające, jak to bywa z ciężkimi od tłuszczu i przypraw, indyjskimi sosami z mięsem wszelakim.
Warto spróbować również deseru gulab jamun – obłędnie słodkie i maślane kulki, które rozpływają się na podniebieniu. Wrócimy po więcej!
Zamiast muzealnego szturmu zdecydowaliśmy się na ucztę zmysłów. Czasami warto jest zwolnić miejsce w kolejce.
Czytaj też: Święto Lampionów