Dzisiaj pod okiem mistrza przygotowałam ramen wegański, który swoją sytością i smakiem zawstydziłby wiele ramenów mięsnych. Oczywiście z makaronem, który wyprodukowaliśmy wczoraj. Zdążyliśmy też wstawić mięsne buliony drobiowo-wieprzowe, ale efekty tego eksperymentu poznam dopiero jutro, podczas kolejnego dnia szkolenia.
main
[SZORTY]
„Byłem w Japonii”, czyli jak rozwścieczyć restauratora
Rozmawiając ze znajomymi restauratorami, odnoszę wrażenie, że najbardziej irytującym tekstem, którym gość restauracji może rozpocząć rozmowę z szefem kuchni, kelnerem czy managerem jest „byłem w Japonii i…”. Po tym zdaniu zwykle padają kolejne deklaracje, że w Kraju Kwitnącej Wiśni coś smakowało lub wyglądało lepiej/inaczej, a ten lokal to „jakieś nieporozumienie”. Zamiast „Japonia” możecie wstawić „Wietnam”, „Włochy”, „Francję” i inne kraje kuchni obficie reprezentowanych w polskiej gastronomii.
PodróżePoradnikiRestauracje
Przewodnik po azjatyckim Berlinie
Jeśli tak jak my jadąc do Berlina nie marzycie o tym, aby zajadać się golonką z kapustą, skwierczącą bratwurst czy szpeclami, trafiliście dobrze. Nie zrozumcie nas źle, to dobre pocieszacze w zimowe wieczory, ale kiedy tęsknimy za Azją, wielokulturowość niemieckiej sceny kulinarnej daje nam wiele radości.
FelietonyPodróżePoradniki
Wietnam nie jest dla każdego
Wietnam nie jest dla każdego, ale każdy może znaleźć w nim coś dla siebie. Nie oznacza to jednak, że wszyscy będą czuć się w tym kraju dobrze – z wielu powodów. Jeśli planujesz lecieć do Wietnamu i spędzić 2-3 tygodnie w plażowym kurorcie z dobrą obsługą, wysokim standardem i bardzo przeciętnym (ale dobrze wyglądającym) jedzeniem, to ten tekst nie jest kierowany do Ciebie. Ale też sam Wietnam prawdopodobnie nie jest najlepszym krajem do tego rodzaju wypoczynku. Są kurortowe destynacje z lepszymi plażami, lepszym jedzeniem i lepszą obsługą.
PodróżePoradniki
Sajgon: gdzie jeść, spać i bywać?
Sajgon nie jest dla wszystkich. To metropolia, w której sercu pieją koguty, a w gęstym tłumie mieszkańców, pośród 7,4 miliona motorów, nie jest łatwo odnaleźć wakacyjny luz. Po co więc przyjeżdżać do miasta Ho Chi Minha? Po emocje!
FelietonyPodróże
Mity street foodu
Każdy street food jest pyszny
Dlaczego w Polsce wiele osób kieruje się rekomendacjami w wyborze lokalu z jedzeniem, a nie wpada do dowolnego? Odpowiedź jest prosta: nie chcemy tracić pieniędzy i humoru z powodu kiepskiego posiłku. Możemy bowiem przyjąć, że zgodnie z rozkładem naturalnym, miejsc o średnim poziomie będzie najwięcej, a najgorszych i najlepszych niewiele.
W podróży po Azji, w konfrontacji z bogactwem nieznanych potraw, nagle to zdroworozsądkowe podejście przestaje funkcjonować. Kiedy pytam o konkretne miejsca z jedzeniem, które ludzie odwiedzili podczas swoich podróży najczęściej pada odpowiedź: „jedliśmy na ulicy”. Rzeczywiście w Azji, zwłaszcza w dużych miastach, dostępność drobnej, taniej gastronomii jest ogromna. Czy za ilością idzie jednak jakość?
Niestety nie. Bez dobrego przeglądu gastronomii (polecamy lokalne rankingi, a nie te ogólnoświatowe) i przynajmniej podstawowej znajomości kuchni danego regionu, możemy być skazani na błądzenie we mgle. Wprawdzie szczęśliwym trafem możemy trafić na wyjątkowe smakołyki, ale jeśli oczekujemy angielskojęzycznego menu, istnieje znacznie większe prawdopodobieństwo, że stołować się będziemy w turystycznych lokalach-zasadzkach.
Oczywiście można powiedzieć, że najważniejsze, że nam smakuje. Być może jednak smakuje nam tylko dlatego, że nie mamy wyrobionego gustu. Ryż to ryż – dopiero po wielu próbach jesteśmy w stanie rozpoznać jego rodzaj, jakość czy sposób przygotowania. A jeśli na dodatek płacimy za niego grosze to słusznie powinniśmy miarkować nasze oczekiwania.
Jem tam gdzie lokalsi
Kolejka przed ulicznym stoiskiem może być mylna. Mimo, że Azja wydawać się może z naszej (etnocentrycznej) perspektywy krańcem świata, to motywy wyboru lokalu mogą być dokładnie takie same jak w Polsce: bliska odległość od pracy, niskie ceny, atrakcyjny wygląd potraw, moda, itd. Nie dajmy się więc tak łatwo zwieść – lokalsi nie gwarantują jakości jedzenia w danym miejscu (patrz: wieczna kolejka przed naleśnikarnią na M w Warszawie).
Za przykład prosto z Azji niech posłużą wietnamskie lokale z przekąskami do alkoholu – kilka pięter wypełnionych piwoszami nie jest przecież argumentem dla jakości jedzenia. 😉 Nie zapominajmy też o cieszących się popularnością lokalach, do których chodzi się dla atmosfery miejsca (np. słynna kawiarnia z Muminkami w Tokio czy przybytki gastronomiczne w punktach widokowych) – jedzenie tam jest tylko mało istotnym dodatkiem, co nie stanowi żadnego sekretu!
Street food to szczyt autentyczności
Ograniczając się do taniej, łatwo dostępnej kuchni ulicznej tracimy pełen obraz lokalnych kulinariów. W Azji spotkać możemy restauracje specjalizujące się w specyficznych daniach, z często droższych czy rzadkich składników. Za te specjały zapłacimy znacznie więcej, a lokale mogą znajdować się na obrzeżach miasta. Często są to miejsca, do których dużo trudniej dotrzeć turystom, ponieważ informacje na ich temat nie są popularyzowane wśród obcokrajowców (nieświadomie lub świadomie ze względu na chęć uniknięcia nieporozumień wynikających z odmiennych kultur kulinarnych).
Oczywiście poza streetfoodem i restauracjami istnieje kuchnia domowa. Aby zasmakować w niej potrzebujemy przewodnika, otwierającego przed nami drzwi lokalnego domu. Uczestnictwo w rodzinnym posiłku to wielki przywilej dla turysty czy podróżnika. Doświadczenie to znacznie poszerza rozumienie lokalnej kultury kulinarnej – wyobraźmy sobie osobę, która opowiada o kuchni polskiej jedynie na podstawie swoich wizyt w losowo wybranych restauracjach. To oczywiste, że bez pierogów babci czy kotleta mielonego z mizerią, będzie to tylko wąski wycinek tego, co faktycznie spożywa się w Polsce.
Street food jest zdrowy i bezpieczny
Azja wydawać się może czasami mityczną krainą nieskażoną masową produkcją żywności. Zachwycając się różnorodnością składników nie chcemy myśleć o ich pochodzeniu. Tymczasem te same przepisy, które utrudniają życie producentom żywności w Polsce, często służą ochronie bezpieczeństwa konsumentów – np. przestrzeganie okresu karencji od oprysku. W niektórych krajach Azji podejście do tych przepisów (lub ich brak) sprawia, że warunki sanitarne, zanieczyszczenie wody czy powietrza powoduje, iż jedzenie może być wręcz niebezpieczne dla naszego zdrowia.
Zamykamy oczy na fakt, że niskie ceny street foodu pociągają za sobą konieczność zakupu najtańszych składników. W Polsce być może nie decydujemy się na niedrogie „kebaby” czy kurczakowe kule w orientalnym sosie, a w Azji nagle łakomym wzrokiem spoglądamy na śmieciowe (junk foodowe) przekąski. To ułuda, że jedzą je lokalsi – tylko część społeczeństwa decyduje się na takie żywienie, a jeśli w ogóle, to nie jest to podstawa codziennej diety (również ze względu na cenę – przy 100$ średnich miesięcznych zarobków zupa pho za 2$ wcale nie jest tak atrakcyjną opcją, jak może nam się wydawać z perspektywy turysty).
„Jadłem psie mięso”
Każdy problem z identyfikacją mięsa (wynikającą z niewiedzy lub bariery językowej) ma jedną odpowiedź: na pewno jadłem/am psie mięso. Obalmy ten mit na zawsze! Psie mięso ma specjalny status w kuchniach Azji. W związku z tym najczęściej oferowane jest w lokalach specjalizujących się jedynie w daniach, których podstawą jest ten właśnie składnik. Jest ono droższe od innych rodzajów mięs, dlatego podmienianie nim wieprzowiny dla żartu z turysty byłoby po prostu nieopłacalne. Azjaci mając świadomość naszych obiekcji, zwykle niebezpośrednio, ale skutecznie starają się nas zniechęcić do jego spożycia np. tłumacząc, że dana restauracja jest obecnie nieczynna albo nie ma w niej miejsc. Jedynie nasz upór może nas doprowadzić do konsumpcji psiego mięsa, a więc nie powinniśmy obarczać winą (jeśli takową odczuwamy) nikogo poza sobą.
Uwielbiamy street food, ale jemy go z głową
- przez krótki czas wyjazdu (3 tygodnie) godzimy się na zagrożenia (sanitarne, jakościowe, losowe)
- robimy dokładny research co i gdzie zjeść (rozpoczynamy od stworzenia listy dań charakterystycznych dla regionu, następnie wybieramy najlepsze lokale je oferujące, umieszczamy adresy na mapie i ustalamy plan żywienia na każdy dzień, ze względu na ograniczony czas i możliwość konsumpcji)
- przeplatamy street food z autentycznym jedzeniem restauracyjnym i domowym
- czasem ryzykujemy i jemy na ulicznych stoiskach dania, które po prostu wyglądają dobrze, ale stanowią one raczej uzupełnienie naszego planu
Jedzmy z głową!
PodróżeRestauracje
Japońskie shirako – najgorsza rzecz jaką jadłam
W żarzącym się neonami Shinjuku, pośród wieżowców i anonimowego tłumu, znajdziecie klaustrofobiczną uliczkę, której nazwa nie zachęca do jedzenia: Obsikana (Shouben Yokochou, 小便横丁). Czasy, kiedy faktycznie była zacisznym szaletem w środku miasta dawno minęły, teraz zadymiona atmosfera Tokio z czasów Showa przyciąga zagranicznych turystów. Tak, jest tandetnie. Tak, są kolejki. Tak, skwierczące szaszłyki yakitori można zamówić z angielskiego menu. Pod płaszczykiem komercji ukrywa się jednak Japonia jakiej nie znamy – dzika i soczyście rubaszna.
PodróżeRestauracjeWydarzeniaZakupy
Dobrze zorientowani w Londynie
W styczniu blogosferę opanowały podsumowania minionego roku, my jednak z głowami w Azji wciąż czekamy na 19 lutego, kiedy to zgodnie z chińskim kalendarzem księżycowo-słonecznym powitamy Rok Kozy. Gdzie najlepiej spędzić ten wyjątkowy czas? W Londynie, gdzie w China Town i poza nim, znajdziecie azjatyckie restauracje oraz sklepy z egzotyczną żywnością. Przetestowaliśmy je dla Was inspirując się radami Fuchsi Dunlop (autorki m.in. Płetwy rekina i syczuańskiego pieprzu), recenzjami lokali gastronomicznych pisanymi przez azjatyckich ekspatów (znajdziecie je np. na blogu London Chow) oraz poradami instagramowych fanów Pyzy.
Restauracje
Jeśli już jeść rękami, to chociaż jedną
Listopad to ponury miesiąc. W mroźnym wietrze wyczuwa się już oddech zimy. W natłoku obowiązków umknęły nam słoneczne dni, nie zdążyliśmy się nacieszyć pełną złocistych liści jesienią. Postanowiliśmy więc cofnąć czas.