X

Dlaczego gastro-celebryci masakrują kulinarne klasyki?

Niedawno opublikowałem tutaj tekst o kulinarnym autentyzmie za wszelką cenę. Temat kontrowersyjny i bardzo subiektywny. W poprzednim wpisie skłaniałem się ku temu, że autentyzm jest fajny dla osób… ceniących autentyzm. Sam w sobie być może nie ma on tak wielkiej wartości, jaką próbuje się mu nadać.

To co się ostatnio dzieje, zaczęło jednak irytować nawet mnie, osobę którą bardzo trudno posądzić o kulinarny puryzm. Jadąc „na plecach” nazw znanych dań, restauratorzy, kucharze i gastro-celebryci próbują budować swoje biznesy i popularność. Oszukane pho, rameny i… carbonary to nie wyjątek, a niestety norma. Napisałbym, że to (być może nieuświadomiona) postkolonialna mentalność, ale zaraz mi wypomnicie, że Polacy to najwyżej Madagaskar, o mały figiel. 😉

„ale przecież i tak najważniejszy jest przecież smak”

Zanim powiecie: „ale i tak najważniejszy jest przecież smak”, ja powiem: „to nazwijcie tę zupę wywarem fusion z makaronem ryżowym i zobaczymy kto się nią zainteresuje i  jak obroni się ona smakiem”. Ludzie gastro – przestańcie wykorzystywać dorobek i tradycję kuchni lokalnych do łatwego zarobku, bazującego na wprowadzaniu swoich gości, widzów i czytelników w błąd. Przestańcie kreować się na ekspertów od kuchni czy dań, w których… ekspertami nie jesteście. Bo to razi nawet osoby takie jak ja, które również ekspertami nie są.

Do publikacji tego tekstu skłoniło mnie popularne ostatnio wideo, w którym włoscy kucharze oceniają najpopularniejsze przepisy na carbonarę z YouTube, przygotowane przez pewnych swego gastro-celebrytów. Można dyskutować o tym czym zastąpić guanciale albo spierać się o to czy koniecznie stosować Pecorino Romano, a nie Parmigiano Reggiano. Nie mam problemu z podmianą niektórych składników, szczególnie tych o trudniejszej dostępności. Jednak dawanie innego makaronu, czosnku, pietruszki czy hektolitrów śmietany to już przegięcie.

W końcu „każdy może robić jak chce”

Czy powinno mnie to wkurzać? W końcu „każdy może robić jak chce”. Tak, ale potem na taką carbonarę, pho, ramen czy pad thaia trafiam w restauracji. Trafiam, bo szef kuchni, który nigdy nie jadł tych dań w kraju ich pochodzenia, szuka inspiracji na YouTube. Szkodliwych inspiracji z pierwszej piątki wyników wyszukiwania. A to już ma zupełnie realny wpływ na moje samopoczucie i dobrostan. 😉 Z czego to wynika? Z niewiedzy? Z nonszalancji? Z przekonania o własnej cudowności? A może z wszystkiego po trochu. W końcu gwiazdy tego formatu mają sztab ludzi, którzy mogliby zrobić lepszy research. Dziwnym trafem – zwykle tego zgłębienia tematu brakuje. Skąd ta pewność siebie, pewność że zrobi się coś lepiej niż w oryginale po dwóch testach we własnej kuchni, w porównaniu z całymi generacjami, które doskonaliły to danie w dziesiątkach tysięcy powtórzeń? Skąd ta śmiałość do „udoskonalania” przepisów? Czy wynika to z irracjonalnego poczucia wyższości nad kucharzami „etnicznymi”?

Nie kończę tego tekstu żadnym podsumowaniem, bo walka z clickbaitem i wątpliwej jakości treściami jest tak samo bezowocna, jak naiwna. Ciekawy jestem natomiast Waszego zdania na ten temat. Macie jakieś ulubione zmasakrowane przez celebrytów dania?  Zapraszam do komentowania na Facebooku. 🙂

Podobne wpisy