X

Wi-Taj, selfie z sajgonką

Jaskółki zmiany wietnamskiej sceny gastronomicznej były dwie. Najpierw na warszawskim Placu Konstytucji zapłonął biały neon Wi-Taj, intrygując nowoczesnym wzornictwem z azjatyckim sznytem. Chwilę później fanpejdż lokalu zapełnił się smakowitymi zdjęciami wietnamskich i tajskich specjałów. I to nie byle jakich – tych znanych bywalcom alejki barów na ś.p. Stadionie X-lecia czy streetfoodowym wyjadaczom stołującym się w Hanoi, Sajgonie i Bangkoku. Z każdym kolejnym dniem napięcie rosło, a w ten weekend podczas nieoficjalnego otwarcia Wi-Taj sięgnęło zenitu.

Przyszłam z głodem w oczach (tym dosłownym, ale i łaknieniem autentyzmu). Niewielkie wnętrze łączy minimalizm barw z prostą, ale tradycyjną formą wietnamskich dekoracji. Równie wysmakowane wizualnie jest menu, ale to co naprawdę mnie w nim interesuje to wietnamskie nazwy dań. Dlaczego to ważne? Bo wymuszają one trzymanie się tego, co prawdziwe – żadnych kurczaków w cieście, o których w Wietnamie nikt nie słyszał.

Ponieważ Wi-Taj jest jeszcze w przedbiegach to nie czas na recenzję czy krytykę. Zdradzę Wam jednak, że są dania których absolutnie trzeba spróbować:

  • po pierwsze nem i gỏi cuốn, znane w Polsce pod angielską nazwą spring rolls, ale i równie popularną polską – sajgonki (smażone i świeże). W obu przypadkach uczciwa proporcja jakości i ceny, świeże zioła i klasyczny sos nước chấm.
  • po drugie cá kho tộ, czyli karmelizowana ryba pieczona w glinianym naczyniu. Smakuje tak jak w wietnamskim domu! Jest więc słodko-słono-pikantnie, a zwartą konsystencję ryby (uzyskiwaną celowo!) równoważy rozpływający się boczek. Zwróćcie uwagę na tę grę smaków i struktur, bo jest naprawdę dopracowana. Porcja jest tak duża, że może być dzielona na dwie osoby.
  • po trzecie rau chấm kho quẹt. Znowu karmel, sos rybny, chili i boczek łączą się tworząc uzależniający sos. Maczamy w nim warzywa i tak się wciągamy, że po chwili znikają. Do dania podawana jest również muối vừng, czyli sól doprawiona sezamem i kruszonymi orzechami arachidowymi.

Idźcie i jedzcie!

Na koniec rzecz absolutnie niespotykana – selfie z sajgonkami. W tej scence rodzajowej wystąpiły dwie niepospolitej urody młode kobiety z dumą pozujące do zdjęcia z wietnamskimi spring rollsami. I wiecie co? Ja jestem na tak! Autentyczna wietnamska kuchnia jest tak smaczna, świeża i fotogeniczna, że warto się nią chwalić.

Podobne wpisy