Zapewne nie raz słyszeliście, aby pić minimum dwa litry wody dziennie. Nie jest to jednak do końca prawda – na jej zapotrzebowanie wpływa wiele czynników takich jak: wiek, płeć, waga, aktywność fizyczna, dieta, klimat czy stan zdrowia. Szacując nasze dzienne zapotrzebowanie na wodę powinniśmy pamiętać, że zawierają ją wszystkie produkty, które spożywamy w ciągu dnia (w tym soki, napary, herbata i kawa).
Najważniejsze dla naszego zdrowia jest zachowanie stanu równowagi pomiędzy ilością płynów, które tracimy i dostarczamy. Łatwo mówić, trudniej zrobić – o czym świadczą statystyki: według raportu PBS z 2014 r. 80% Polaków pije zbyt mało wody, a 11% nie pije jej w ogóle. Jak to zmienić? Najlepiej od siebie.
Jako psychodietetyk o epikurejskim usposobieniu lubię małe zmiany, które na dodatek łatwo wprowadzić w życie:
- mimo, że uczucie pragnienia jest ważnym sygnałem płynącym z naszego ciała, to staram się go unikać. Wskazuje ono bowiem na niewielkie odwodnienie, dlatego staram się pić regularnie niewielkie ilości wody (od pół do 1 szklanki);
- piję wodę, która mi smakuje – lekko gazowaną, czasem dodaje do niej domowego syropu z kwiatów czarnego bzu lub bazylii, które nawet w najbardziej ponury dzień przynoszą wspomnienia lata;
- zawsze mam wodę pod ręką – będąc poza domem stosuję butelki wielorazowe, które napełniam przed wyjściem wodą kranową i lekko nasycam gazem.
Jako bloger kulinarny nie byłabym jednak sobą, gdybym nie postanowiła przetestować możliwości zastosowania wody gazowanej we własnej kuchni. Wprowadził się do niej ostatnio ekspres SodaStream. Pośród naszych roślin, drewnianych blatów i ceramicznych naczyń wygląda niczym Czarny Monolit, który pojawił się na planecie małp w 2001: Odysei Kosmicznej. Początkowo przyglądałam mu się z dystansem, ale oswajanie poszło szybko – w końcu jest źródłem wody. Ekspres jest szybki i intuicyjny w obsłudze, co szczególnie przydaje się rano, kiedy przed wyjściem do pracy mam dosłownie chwilę na napełnienie butelki SodaStream gazowaną wodą. Na tym jednak nie koniec jego zastosowań!
Woda nasycona gazem to sekret chrupkości, dlatego dodaje się ją do gotowania na całym świecie m.in. do panierki kultowej brytyjskiej ryby z frytkami, japońskiej tempury czy belgijskich gofrów. Połączona razem z drożdżami sprawia, że ciasta stają się bardziej puszyste, a naleśniki lekkie. Co ciekawe gotowanie w wodzie gazowanej sprawia, że zielone warzywa nie tracą koloru (nie pozwala na utlenianie się chlorofilu).
Uwielbiam słodycze, dlatego rzadko je przygotowuję. Od pewnego czasu chodziły jednak za mną chrupiące tajskie/malezyjskie ciastka smażone na metalowej formie. Znane są pod nazwą kuih loyang/kuih goyang/蜂窝饼 lub w dosłownym tłumaczeniu ciastka plaster miodu, ponieważ mają delikatny, ażurowy kształt. Ich wykonanie pozostałoby jednak w sferze marzeń, gdyby nie moje przypadkowe odkrycie na targu w Wadowicach. Podczas badania lokalnego rynku produktów (ach te małopolskie gatunki jabłek, gruszek czy fasoli!) natrafiłam na metalowe formy do polskich, nieznanych mi do tej pory rozetek. Jeszcze na targowisku zostałam szybko poinstruowana jak przygotować ciasto na idealnie chrupiące ciastka, po testach we własnej kuchni dzielę się nim z Wami.
Składniki:
- 300g mąki
- 500ml wody gazowanej
- 3 jajka
- 1 łyżka cukru (można zastąpić cukrem brzozowym)
- ¼ łyżeczki soli
- 1 laska wanilii (tylko wyłuskane z jej wnętrza ziarna)
- olej do smażenia o neutralnym smaku
Sposób przygotowania:
Łączymy ze sobą składniki ciasta (powinno być nieco bardziej gęste niż naleśnikowe) i odstawiamy na minimum godzinne leżakowanie. Po upływie tego czasu w wąskim garnku nagrzewamy olej i wkładamy do niego foremki. Zwykle sprawdzam temperaturę wkładając do oleju pałeczkę – jeśli na jej obwodzie pojawią się drobne bąbelki to znak, że można rozpocząć smażenie. Rozgrzaną foremkę zanurzamy w cieście do ¾ jej wysokości (jeśli zanurzymy całą to ciasto oblepi ją i już nigdy z niej nie spadnie). Ciasto w kontakcie z wysoką temperaturą metalu wydaje syk – to dobry znak 😉 Po ok. 5 sekundach formę przekładamy do gorącego tłuszczu i smażymy do zarumienienia. Ciastka odsączamy na papierowym ręczniku, a następnie przekładamy na kratkę cukierniczą, aby nie straciły chrupkości. Przed podaniem można posypać je cukrem pudrem.