X

Berlin: azjatyckie bazary

Berlin jest dwa razy większy od Warszawy, ale wbrew pozorom liczba azjatyckich lokali nie jest wprost proporcjonalna – zawrotne 1300 miejsc! Robi to na nas przytłaczające wrażenie. Jak odnaleźć się w tym gąszczu możliwości?

Niemcy, mimo potocznej opinii o umiłowaniu do tradycyjnego sznycla, rozsmakowali się w Azji. I chociaż wciąż o autentyczne smaki trzeba walczyć z hasłem „Bitte, bitte, ich bin kein Deutscher” na ustach, to jest w czym wybierać. Przeszperaliśmy internet, zasięgnęliśmy języka wśród polskich i berlińskich foodie, a w końcu sami na własnej skórze sprawdziliśmy dla Was najgorętsze miejscówki w mieście. Zaczynamy od azjatyckich bazarów, bo pogoda sprzyja ucztowaniu w streetfoodowej atmosferze.

Thai Park

Kiedy w pruskim parku nieśmiało zazieleni się trawa, a słońce przebije się przez chmury, to znak: rozpoczął się sezon piknikowy i można już wbić w ziemię kolorowe parasole. Pod nimi przycupnęły Tajki i na przenośnych kuchenkach podgrzewają swe domowe specjały. W wiadrach leżą obrane zielone papaje, piętrzą się jaskrawo czerwone chilli, ktoś cierpliwie skubie pachnące Południowo-Wschodnią Azją zioła. Ceramiczne moździerze idą w ruch, bo klienci już czekają w kolejce na świeżą porcję słynnej sałatki som tam (ส้มตำ).

Tajki pokrzykują między sobą, uwijając się na swych prowizorycznych stoiskach, które co i rusz pojawiają się i znikają podczas trwającego do późnego popołudnia pikniku. Porozkładane słomiane maty zachęcają do zatrzymania się na zupę, drinka z mlekiem wprost z rozbijanego na naszych oczach kokosa, a może i karcianą rozgrywkę.

Ten sielankowy nastrój zakłóca jednak unoszący się w powietrzu zapach smażeniny. Tajowie zwietrzyli interes i postanowili podarować Europejczykom to, co lubią najbardziej – ociekające tłuszczem dania z podgrzewaczy, smażone kurze skrzydełka i kolorowe pierogi. Większość sprzedawców ma problemy z zapisaniem po tajsku nazwy sprzedawanego przez siebie jedzenia. Przed stoiskami z kulinarnymi koszmarami rodem z orientalnych barów stoją największe kolejki, zgodnie z zasadą lubimy to, co znamy. I na tym moglibyśmy skończyć opowieść o Thai Parku, który sprzedał swą duszę komercji, ale… wystarczy spędzić tu trochę więcej czasu, aby znaleźć dania, o których nawet nam się w Europie nie śniło. Jakim kluczem posłużyć się przy wybieraniu stoisk?

  1. Stoiska z pojedynczym daniem – musi być najlepsze, bo inaczej po prostu się nie sprzeda. Tak właśnie trafiliśmy do Pai, z którą trudno nam się było porozumieć, ale za to gotowała obłędnie pachnącą zupę: wywar wieprzowy z pastą ze sfermentowanych krewetek oraz tajemniczym korzeniem.
  2. Warto przyjrzeć się klientom – jeśli wśród nich są starsi Tajowie to jest szansa, że trafimy na autentyczne danie. Tak było w przypadku kwaśno-słodkiej różowej zupy yen ta fo (เย็นตาโฟ). Jej kolor uzyskuje się dzięki dodatkowi czerwonego fermentowanego tofu albo… ketchupu. W wieprzowym wywarze znajdziecie ryżowy lub pszenny makaron z różnymi dodatkami: owocami morza, pulpecikami z ryby lub wieprzowiny i krewetek, tofu smażonego na głębokim tłuszczu, krakersów z ciasta na wontony czy kostkami z koagulowanej krwi.
  3. Przygotowywanie dania na naszych oczach – nawet najlepsze potrawy tracą na smaku, kiedy czekają na klienta w podgrzewaczu, a czekanie podczas pikniku na kolejne dania naprawdę nie jest takie uciążliwe i pozwala choć trochę zgłodnieć 😉
  4. Niewielka ilość – gwarantuje, że wykonała je własnoręcznie jedna lub dwie osoby w krótkim okresie czasu. Tak trafiliśmy na stoiska z kleistym ryżem z fasolą gotowanym w bambusie (khao lam, ข้าวหลาม), ciastkami z kleistego ryżu w liściu bananowca (khao tom mud, ข้าวต้มมัด) czy słodkimi puddingami z ziarnami fasoli i żelkami (khanom wan ruam mit).
  5. Znikające stoiska. Warto spędzić trochę więcej czasu w Thai Park, ponieważ zupełnie niespodziewanie pojawiają się mikro stoiska = mało produktów, ale za to ekstremalnie świeżych i smakujących tajskim domem.

Na Thai Park przekonaliśmy się jak mało wiemy o kuchni tajskiej! Jeśli chcecie się w niej rozeznać przed własną wyprawą do jej ojczyzny lub chociażby berlińskiej małej Tajlandii to polecamy przewodnik po tajskich zupach (Lucky Peach) lub listę 100 najlepszych dań z Bangoku (Migrantology.com).

Thai Park
Adres: Preußenpark, 10707 Berlin Wilmersdorf
Godziny otwarcia: czynne w słoneczne weekendy (latem również w ciągu tygodnia, ale na mniejszą skalę) od końca kwietnia do końca sierpnia, od 12 do 20 (godziny orientacyjne).
Ceny: 5-6 euro za danie, desery 1-3 euro za sztukę
Warto spróbować: zupa Pai – zdjęcia mogą być pomocne w identyfikacji (5 euro), kleisty ryż gotowany w bambusie (2 euro)

Dong Xuan Center (czyt. don suon)

Jesteśmy w domu! – to pierwsze, co powiedział Pan Pyz, kiedy przyjechaliśmy do wietnamskiego centrum handlowego na obrzeżach wschodniego Berlina. Zasugerował się pewnie zapachem grillowanej wieprzowiny, będącej podstawą bún chả oraz tłumem Wietnamczyków.
Nazwa zapożyczona została od hali targowej chợ Đồng Xuân znajdującej się w stolicy Wietnamu, ale jedyne co łączy to miejsce z Hanoi to opryskliwi sprzedawcy. Porównując natomiast do Wólki Kosowskiej to pierwsze, co nas uderza to mała liczba klientów i sprzedawców nie-wietnamskiego pochodzenia. Z punktu widzenia Niemców musi być to zatem naprawdę egzotyczny przybytek.

Lokalne sklepy spożywcze są dobrze zaopatrzone (sześć rodzajów sosu sriracha!) i mają przede wszystkim o wiele większy niż w Polsce wybór gotowych produktów – wypatrzyliśmy między innymi sporo słodyczy smażonych i gotowanych na parze, ryż kleisty z fistaszkami (xôi lạc), ciasto ryżowe (bánh đúc), ryżowe naleśniki (bánh cuốn), a nawet gotowane wieprzowe jelita (lòng lợn).
To, co przyciągnęło nas do Dong Xuan to jednak nie zakupy, a jedzenie. W przeciwieństwie do centrum Berlina, w którym często możemy znaleźć kuchnię południowego Wietnamu, tu zdecydowanie rządzi Północ. Dlaczego? Większość z pośród 800 Wietnamczyków pracujących w halach to stara migracja, przybyła do RFN w ramach socjalistycznych porozumień – stypendiów studenckich lub jako gastarbeiterzy.

Czego zatem spodziewać możemy się w Dong Xuan? W hali nr 2 znajdziemy restaurację z obsługą kelnerską, w której zatrzymuje się większość ciekawskich, ale niezbyt odważnych amatorów phở. My jednak zachęcamy Was do odwiedzenia hali nr 1 – to obok niej stoi drewniany domek, gdzie grilluje się wieprzowina do bún chả (w większości lokali znajdziecie grillowaną na patelni lub po prostu smażoną). Uważajcie zamawiając – w Dong Xuan porcje są wielkości XXL, dlatego my wszystkim dzielimy się, aby móc spróbować jak najwięcej.

Prawdziwym kulinarnym odkryciem jest dla nas wiata pokryta folią (również przy hali nr 1), w której znajdziecie tłum Wietnamczyków i tylko trzy potrawy. Przy wejściu przygotowywane są na naszych oczach naleśniki ryżowe na parze (bánh cuốn), a w głębi prawdziwe rarytasy: zupa rybna (bún cá) oraz hit Dong Xuan, czyli kleik ryżowy z jelitami (cháo lòng). Tak naprawdę w brązowej od krwi zupie znajduje się cały wybór wieprzowych podrobów – wątroba, serce, ostatni odcinek jelit, język, kostki koagulowanej krwi oraz kaszanka. Nie jadłam lepszego cháo, nawet w Wietnamie! Kleik jest intensywny w smaku, ale ciężar zupy został zrównoważony dodatkiem mięty rybiej (diếp cá). Zioło to jak nazwa wskazuje pachnie rybą i chociaż uprawiamy je na naszym parapecie jest jednym z najbardziej przez nas nielubianych. Połączenie go z kleikiem daje jednak zaskakujący efekt, przełamanie i odświeżenie smaku bez konieczności użycia najczęściej w tym celu stosowanych aromatów cytrusowych. Zróżnicowane konsystencje podrobów sprawiają, że każdy kęs jest interesujący i ogromnych rozmiarów porcja cháo lòng znika w mgnieniu oka.

Dong Xuan Center
Adres: Herzbergstraße 128-139, 10365 Berlin
Godziny otwarcia: od 10 do 20 przez cały tydzień poza wtorkami
Ceny: 6-30 euro, zaskakująco drogie są sałatki np. z kwiatów bananowca 25 euro
Warto spróbować: kleik ryżowy z podrobami cháo lòng (6 euro) oraz świeże owoce chlebowca (Artocarpus heterophyllus Lam.), po wietnamsku quả mít (15 euro za 1kg).

[bgmp-map categories=”Berlin markets” center=”Berlin”]

Podobne wpisy