Łódź zasłynęła dobrą rybą. Początkowo jednak pomysł wyprawy do tego wegetującego miasta NA SUSHI wydawał nam się czystą abstrakcją – to tak jakby jechać do Kawagoe (川越市) na dobry bigos. Dlaczego, więc pomimo paskudnego marznącego deszczu pojawiliśmy się w porze lunchu w Ato Sushi? Powody są dwa.
Najpierw w internetach pojawiły się wzmianki o konkursie Global Sushi Challenge organizowanym przez World Sushi Skills Institute z Japonii oraz Norwegian Seafood Council – Norweską Radę ds. Ryb i Owoców Morza. W polskich eliminacjach najlepszy okazał się Kacper Krajewski stacjonujący w lokalu na 6 Sierpnia. Być może w konkursie nie brało udział zbyt wielu sushi masterów, ale fajnie, że niezależne jury doceniło umiejętności łodzianina. W ramach nagrody udał się on w listopadzie do Japonii. Zrealizował mokry sen każdego foodie o odwiedzeniu tokijskiego targu rybnego Tsukiji, zakupił nóż Masamoto, którego przeogromnie mu zazdroszczę, a na dokładkę zajął 8. miejsce w ostatecznym pojedynku sushi masterów z całego świata. Bhawo! Podglądaliśmy jego wyczyny na Facebooku, a kiedy na profilu restauracji pojawiła się informacja, że idą zmiany i do menu trafiły ultra świeże ryby, korzeń, liście i kwiaty (!!!) wasabi nie zwlekaliśmy dłużej z wizytą. Ryba nie poczeka.
Ato Sushi znajduje się w Łodzi kategorii A: neutralne wnętrze z barem za którym rolki kręcą sushi masterzy i eleganccy goście oddzieleni szybami od szarego dnia i miejskiej chlapy. Zamówiliśmy jedną opcję lunchową, bo ciekawi byliśmy ramenu z wołowiną (sic!) oraz kimchi. Z moim życzeniem poszło już nam gorzej – mimo kuszącego facebookowego zdjęcia japońskiego madai (Pagrus major, po japońsku 真鯛, po polsku pagrus czerwony), łypiącego pięknym jasnym okiem świadczącym o jego świeżości, kelner nie zająknął się nawet słowem o jego dostępności. Udało mi się jednak wynegocjować nigiri z tą świetną rybą oraz uramaki z dziką seriolą (zwaną buri – większe okazy do 3kg, hamachi – do 5kg lub z angielska yellowtail) w opcji omakase, która pozwala na popis sushi mastera. To był dobry wybór. Czyste smaki, doskonała prezentacja – czego chcieć więcej? Starty korzeń chrzanu japońskiego miał przyjemny orzeźwiający aromat, a domowy imbir szczypał w język. Szał! No i te kwiaty wasabi. To musi robić wrażenie, bo jest niespotykane na skalę Polski. Swoją drogą to zaskakujące, że w kraju gdzie suszarni jest więcej niż lokali z kuchnią regionalną nadal tak rzadko można spotkać marynowany na miejscu imbir, a nie wyciągnięty z opakowania zbiorczego z napisem made in China.
Myślę, że Ato Sushi idzie w dobrym kierunku i niedługo będzie ściągać tłumy foodie, bo czy kochając japońskie smaki można odmówić sobie chirashi sushi z bogactwem ryb i owoców morza czy nigiri z ryżu (ze świeżego zbioru) doprawionego octem sprowadzanym prosto z Tokio? Absolutnie nie! Jedynym problemem jest dla mnie komunikacja z klientem – sypanie japońskimi nazwami może wyglądać profesjonalnie, ale tak naprawdę zniechęca do wchodzenia w interakcję. Jeśli chcemy, żeby klient pozwalał nam na twórcze szaleństwa z doskonałych i drogich składników, a nie wybierał bezpieczne California maki to wyjdźmy mu naprzeciw.
Na koniec dodam tylko, że przy tak interesującej ofercie sushi wstyd podawać jest ramen, który nim absolutnie nie jest. Tym bardziej, że górnolotne określenia jak „kulinarne dzieło sztuki o wybornym smaku” sprawiają, że nasze oczekiwania sięgają zenitu. W misce smutek – rzadko zdarza mi się narzekać na zbyt dużą ilość dodatków, ale góra mocno średniej jakości wołowiny naprawdę nie pomoże makaronowi o podejrzanym smaku (ramen instant aka „chińska zupka”) zatopionym w ciemnym wywarze. Koszmar, który już wymazuję z pamięci marząc o japońskich cudach, które pojawiają się w Ato Sushi.
Ato Sushi
Adres: ul. 6 Sierpnia 1/3, Łódź
Godziny otwarcia:
Pon. – Czw.: 12:00 – 23:00
Pt. – Sob.: 12:00 – 24:00
Niedz.: 12:00 – 22:00