Jak można umilić sobie piątkowy wieczór? Czekoladą! A najlepiej płynną czekoladą, w której maczają swe odnóża chrupiące szarańcze. Taki smakołyk znaleźć można na dalekim… Ursynowie. Nie musimy już podróżować do egzotycznych krajów, żeby posilić się owadami, ponieważ od wczoraj, tj. 8 lutego br., gości nas Co To To Je. Zachęcona artykułem w GW, a w szczególności apetycznymi zdjęciami z oficjalnego otwarcia tej maleńkiej restauracji, rozemocjonowana zarezerwowałam stolik. Mąż odmówił współpracy, więc udałam się na degustację menu w towarzystwie kulinarnej tradycjonalistki, której na wszelki wypadek nie uprzedziłam o specjalności lokalu.
Pojawiłyśmy się o nietypowej porze, dzięki czemu mogłyśmy dowoli obgadać kwestię owadów z właścicielką. W Co To To Je owady nie mają szokować, czego najlepszym dowodem było zamówione przeze mnie danie: pierś kaczki w sosie ze świerszczy i malin, z kaszą i rozmarynem. Długo poszukiwałam czegoś, co świadczyłoby o obecności owadów, aż w końcu z pewnym rozczarowaniem zapytałam, gdzie znajdują się obiecane świerszcze. Okazało się, że sos zagęszczony jest mąką ze świerszczy, a całe danie sprawiło na mnie wrażenie swojskiego „comfort food”. Dzięki zastosowaniu insektów uzyskano zatem dodatkową wartość odżywczą, bez zmiany charakteru potrawy. Sprytnie!
Nie po to jednak przyszłam do Co To To Je…
Na szczęście szaszłyki z larw jedwabnika, drewnojadów i szarańczy zaspokoiły moją potrzebę mocnych wrażeń! Rozprostowane skrzydełka, groźne czułki i kolczaste nóżki… ach, to wy! Na deser te same owady polane czekoladą, a także zatopione w karmelkach. Pyszności.
Bezpośredni kontakt z właścicielami, ciepła atmosfera, wyjątkowe jedzenie – to wszystko sprawia, że Co To To Jejest nie tylko miejscem na jednorazowy ekscytujący skok w bok od tradycyjnej polskiej kuchni. Tam po prostu chce się wracać! Zwłaszcza, że w menu dostępne będą również steki z afrykańskiego ślimaka i smażone ptaszniki.
A dlaczego warto jeść owady? O tym opowiada Marcel Dicke podczas wykładu TED.