Kuchnia chińska na obczyźnie to dla nas stosunkowo nowy temat. Niezależnie od tego gdzie się z nią spotykamy (poza własnym gastro-podwórkiem m.in. Londyn, Berlin, Sztokholm, Tokio czy Hanoi) mamy ogromny problem z jej jakością i autentyzmem. W labiryncie tysięcy interpretacji oraz wersji stworzonych wyłącznie na potrzeby zachodnich podniebień (więcej w tym temacie w genialnym filmie dokumentalnym The Search for General Tso) natrafiamy również na bariery językowe i kulturowe. W walce o chińską kuchnię możemy na szczęście liczyć na opinie chińskich przyjaciół, blogerów i niezawodną specjalistkę Fuchsię Dunlop. A czasami mamy po prostu szczęście.
main
[SZORTY]
Bao w The Cool Cat!
Kuchnia zmienną jest i dobrze, bo to znak, że ekipa The Cool Cat słucha klientów, zwłaszcza pożeraczy bao. Huk z autentyzmem (bułeczki są dwa razy większe niż tajwańskie guabao, które mieliśmy okazję jeść) – dobrego nigdy za wiele! Parowańce są przyjemnie lekkie, za to dociążone uczciwym plastrem boczku, górą kolendry i prażonymi orzechami arachidowymi.
RestauracjeWege
Fokim: gastro-ekstremiści
Oj, zawrzało od emocji, kiedy pojawiło się nowe phở i kimchi w mieście! Kulinarni puryści omijają Fokim szerokim łukiem, ale jak mówi staropolskie przysłowie: no risk, no fun – chodźcie ze mną przekroczyć granice Wschodu i Zachodu w samym centrum Warszawy.
Restauracje
Ramen w Omami
Warszawę opanował szał. O ramenie się mówi, ramen się jada, ramen wciska się w karty restauracji, które specjalizują się w kuchni odległej o galaktykę od zupy legitymującej się streetfoodowym rodowodem. I cieszę się z tego powodu, bo choć do japońskiego autentyzmu nie wszystkim po drodze, to pojawiają się interpretacje tego dania całkiem przyjemne dla polskich języków.