Sajgon nie jest dla wszystkich. To metropolia, w której sercu pieją koguty, a w gęstym tłumie mieszkańców, pośród 7,4 miliona motorów, nie jest łatwo odnaleźć wakacyjny luz. Po co więc przyjeżdżać do miasta Ho Chi Minha? Po emocje!
Odłóżcie na bok skrupulatne plany zwiedzania
Odłóżcie na bok skrupulatne plany zwiedzania – wysoka potrzeba kontroli na nic się tu zda. Jazda bez trzymanki rozpoczyna się już po wyjściu z lotniska, wraz z pierwszym głębszym wdechem, pełnym wilgoci, spalin i aromatu duriana. Zza szyby samochodu lub autobusu, oddzielającej szaleństwo nowych bodźców, dajcie mi się wirtualnie poprowadzić zatłoczonymi ulicami kolejnych dzielnic, aby odkryć zmieniające się jak w kalejdoskopie, kontrastowe oblicza tego miasta.
Ile czasu spędzić?
To zależy. 😉 Aby jednak zoptymalizować wybór niezależnie od indywidualnego tempa zwiedzania i zainteresowań najlepiej zdecydować się na przynajmniej 1 dzień pobytu przed zwiedzaniem Delty Mekongu/plażowaniem na wyspie Phu Quoc/surfowaniem po wydmach Mui Ne oraz 1 dzień po. Taka strategia pozwoli na docenienie miasta po początkowym przytłoczeniu jego nieprzewidywalnością i pozorną oschłością.
Jaki hotel wybrać?
Opcja budżetowa (20$ za 1 noc w pokoju 2-osobowym z 1 łóżkiem)
Najwięcej tanich przybytków znajdziecie w pierwszej dzielnicy w okolicy ulic Phạm Ngũ Lão i Bùi Viện oraz łączących je przesmyków (hẻm). To turystyczne zagłębie miasta (i imprezowe, co widać oraz słychać dopiero po zmroku). I chociaż razi mnie kiczowatością i dużym ryzykiem kradzieży, to ma swoje plusy – łatwo kupić tu np. bilety na open buns, który umożliwia podróżowanie z Sajgonu do Hanoi z możliwością zatrzymywania się na kilka dni w mijanych po drodze miastach.
Zanim zdecydujecie się na nocleg w tanim hostelu warto sprawdzić na którym piętrze znajduje się wybrany pokój (jeśli nie ma windy), czy działa klimatyzacja, czy jest ciepła woda i czy po posadzce nie przechadzają się różnego rodzaju owady (samych karaluchów bywa kilka rodzajów).
Jeśli chodzi o AirBnB to niestety w wielu przypadkach okazuje się, że wietnamscy gospodarze wypaczają idee serwisu i oferują usługi taniego hostelu zamiast goszczenia w lokalnym domu. Nie poddaję się jednak i jak tylko uda mi się trafić na dobrą ofertę, to na pewno się nią z Wami podzielę.
Opcja komfortowa (od 65$ do 100$ za noc w pokoju 2-osobowym z 1 łóżkiem)
W tej opcji dostępne są 2** i 3*** hotele, które doceniam za dobry stosunek wartości do ceny. Obsługa jest zwykle bezpośrednia i pomocna, a jej standard podnosi się z każdym dniem naszego pobytu. Mam dwa swoje ulubione hotele, które znajdują się dokładnie vis a vis siebie, w dzielnicy 1, blisko słynnej hali targowej Bến Thành i jednego z najlepszych lokali z wietnamskimi bagietkami Bánh Mì Huỳnh Hoa.
Tańszy z nich, The Cinnamon Hotel, to dobra opcja dla osób, które oczekują od pobytu w Sajgonie uroku orientu. Kiedy wchodzę do pokoju od razu otwieram ciężkie drewniane okiennice, aby usiąść na balkonie pachnącym kwiatami jaśminu. Podglądam miejskie życie z wysokości, pijąc kawę z koglem moglem. Po takiej regeneracji jestem gotowa na dostępną w ofercie hotelu wycieczkę motocyklową w poszukiwaniu najlepszego streetfoodu (próbujemy m.in. naleśników bánh cuốn w Bánh Cuốn babci Hanh).
Na The Hammock Hotel decyduję się wtedy, kiedy chcę od Sajgonu odpocząć. Nowoczesne wnętrza i dopracowana identyfikacja wizualna w zachodnim stylu, hamaki w każdym pokoju, kawiarnia na parterze. Czego chcieć więcej? Być może wspólnej przestrzeni dla gości z wygodnymi pufami, widokiem na Sajgon oraz przekąskami i niekończącym się flow piwa i napojów? Darmowego prania? Wręcz zachęty do spałaszowania zawartości barku? A przed wyjazdem na lotnisko kubka kawy wzmocnionej kostkami lodu z… kawy? Idealnie.
Opcja luksusowa (od 200$ za noc w pokoju 2-osobowym z 1 łóżkiem)
Największym problemem w tych hotelach są moim zdaniem detale, które psują całość doświadczenia (takie jak podniszczone elementy wyposażenia, na które nikt zdaje się nie zwracać uwagi) oraz bardzo formalna, niezbyt życzliwa obsługa. Być może miałam pecha, ale w przypadku usług luksusowych jestem zwykle rozczarowana i dlatego np. zamiast masażu w SPA wybieram zabieg w szpitalu medycyny naturalnej.
Gdzie jeść i bywać?
Kuchnia z południa Wietnamu jest bardzo kreatywna, pogrywa z tradycją i lubi dosłodzić. Sajgon to jednak ogromne miasto i znalezienie konkretnych specjałów w morzu możliwości bywa wyzwaniem. Dzielę się z Wami moimi ulubieńcami:
Quán cơm thuần việt
Najbardziej cieszą mnie te restauracje, w których można zjeść prawdziwy wietnamski posiłek. Ryż, któremu towarzyszy wiele drobnych dań najlepiej dzielić w grupie przynajmniej trzech osób. Wybierając starajmy się dobierać do siebie różne dominujące składniki i sposoby ich obróbki. To ważne! Zupa, warzywa, pikle, ryba, mięso tworzą całość, która doskonale obrazuje w jaki sposób wygląda wietnamska kuchnia domowa. Polecam:
Phở
Być w Sajgonie i nie spróbować phở w południowym stylu? Nie godzi się! 😉 Jeśli jesteście amatorami wołowego wywaru z makaronem ryżowym, pulpecikami, tajską bazylią, meksykańską kolendrą i górą kiełków to mam dla Was garść dobrych adresów:
Phở Chay Như
Wegetariańska zupa phở fascynuje mnie, ponieważ uzyskanie wywaru, który przypominać będzie wołową wersję klasyka jest prawdziwym wyzwaniem. Nie zamawiam przecież zupy grzybowej czy warzywnej! W tym lokalu mamy do czynienia z prawdziwym mistrzostwem umami wypracowanym przez 30 lat doskonalenia smaku.
Lẩu mắm Quán Vy
Jeśli mimo sajgońskich upałów macie ochotę na gorący kociołek to warto spróbować czegoś naprawdę specjalnego. Lẩu mắm wywodzi się z dość mało znanego pod względem kulinarnym regionu Delty Mekongu (miền Tây). Jego podstawą jest wywar ze sfermentowanych ryb, w którym samodzielnie gotuje się świeże owoce morza, ryby, mięso, warzywa, owoce, a nawet jadalne kwiaty. Takich składników nie znajdziecie nigdzie indziej w Wietnamie i chociaż stosowane są również w Kambodży, to powstaje z nich zupełnie inna kuchnia o dystynktywnym charakterze.
Phá lấu
Nie ma to jak porcja wołowych podrobów! Ich intensywny, lekko gorzki smak udało się doskonale zrównoważyć gotując je w mleku kokosowym doprawionym curry i galangalem. Do tego kilka liści świeżej kolendry wietnamskiej i mmmm. Tak dobrze zjecie m.in. w Quán phá lấu Dì Liên.
Lunch Lady
Nguyen Thi Thanh nie trzeba nikomu przedstawiać – kulinarny świat poznał ją dzięki rekomendacji samego Anthony’ego Bourdaina. Ze swoją świtą przygotowuje każdego dnia inną zupę. Nie są może aż tak dobre jak te w lokalach specjalizujących się tylko w jednym daniu, ale…. Lunch Lady ma w sobie tę charyzmę, dzięki której chce się ucztować bez końca.
Cafe 81
To zadziwiające, ale we wnętrzu tej nostalgicznej kawiarni każdy z nas może znaleźć sprzęty przypominające czasy młodości, niezależnie od tego czy wychował się w Polsce czy w Wietnamie. Poza kawą warto zamówić napój z tamaryndowca, który przygotowywany jest tak, aby można było zjeść również pływające w szklance pestki. I poczuć się jak dziecko.
Quán cà phê Cheo leo
To jedna z najstarszych kawiarni w Sajgonie, w której kawę parzy się do granic alternatywnie. Po pierwsze parząc ją w bawełnianym filtrze (stąd nazwa kawy – cà phê vợt), a po drugie – gotując ją w chińskim ceramicznym czajniku. W efekcie otrzymujemy ekstremalnie mocny napar, którego gorycz idealnie równoważy słodkie skondensowane mleko.
Jak zwiedzać?
Najlepiej z przewodnikiem. Pewnie niektórzy z was na takie stwierdzenie uśmiechają się pod nosem. 🙂 Ja jednak – po 11 latach wyjazdów do Wietnamu i przy znajomości języka – z uporem maniaka rekomenduję zainwestowanie czasu i pieniędzy w zorganizowane, ale zindywidualizowane odkrywanie Sajgonu. Dzięki takim bezpośrednim kontaktom odkrywam ciągle coś nowego! W tym roku po raz pierwszy widziałam ponad 100-letnie siedliska ptaków w samym centrum miasta. Niestety znajdują się na terenie prac budowlanych i znikną na zawsze, a w żadnym przewodniku o nich nie przeczytacie.
Najlepiej z przewodnikiem
Najbardziej intensywne w emocje i smaki są streetfoodowe wyprawy zorganizowane przez Saigon Adventure! Wraz z przewodnikiem-kierowcą skutera wspólnie objadamy się chrupiącymi naleśnikami bánh xèo na targowiskach, a przy okazji poznajemy odmienne oblicza sajgońskich dzielnic.
Inną formą zaangażowanej turystyki kulinarnej mogą być warsztaty gotowania. Ich wyjątkowość polega jednak na tym, że nie odbywają się w kulinarnym studiu, ale w domu! Wpierw wraz z przewodniczką odwiedzamy targowisko, aby samodzielnie wybrać składniki i porozmawiać ze sprzedawcami. Następnie wędrujemy wąskimi uliczkami do domu, gdzie w otwartej kuchni gotujemy i ucztujemy. Takie warsztaty organizuje np. freelancer-przewodnik Lee Hogen. Uderzajcie jak w dym, bo to bardzo cenne doświadczenie na kulinarnym szlaku.