Powstawanie kolejnych suszarni w Polsce jest zjawiskiem dla mnie fascynującym. Nie tylko ze względu na skokowy rozwój rynku od pojedynczych, ekskluzywnych restauracji do prowincjonalnych czy osiedlowych sushi barów, ale sam fakt, że fenomen ten ma miejsce w kraju, gdzie spożycie ryb jest tak znikome.
Pomimo kampanii rządowych zachęcających do konsumpcji, w 2011 r. Polacy spożywali tylko 12 kg rocznie produktów rybnych, co stanowi połowę średniej unijnej. Pamiętajmy, że w ramach definicji produktów rybnych znajdują się takie rarytasy jak paprykarz szczeciński, paluszki krabowe czy mrożone paluszki rybne. Na tym tle sushi, przygotowywane z surowych ryb, niepoddawanych obróbce cieplnej, jest bezkonkurencyjne pod względem oferowanych wartości odżywczych.
Nas do suszenia nie trzeba zachęcać – jest to świetny sposób, aby zrealizować dietetyczny plan jedzenia ryb minimum dwa razy w tygodniu. Jak do tej pory jedyną wadą było pracochłonne przygotowanie tego dania – ciągnące się w nieskończoność stygnięcie ryżu, misterne rozłożenie go na macie, usmażenie puszystego omleta, dokładne pokrojenie składników… Ale z tym już koniec!
Tak, jesteśmy pełni podziwu dla mistrzowskiej precyzji wykonania sushi przez Jiro Ono w restauracji すきやばし次郎 i marzymy, że pewnego dnia uda nam się trafić w jej niebiańskie progi. Jednakże na chwilę obecną sushi to dla nas po prostu pożywny posiłek, którego wykonanie ma być szybkie i efektywne. A w realizacji tego celu pomogło nam uczestnictwo w warsztatach dla blogerów, zorganizowanych przez nowo powstałą restaurację Sushi Club by Sensi.
Z warsztatów wynieśliśmy (poza pełnymi brzuchami) kilka złotych myśli:
Po pierwsze, aby wykonać futomaki, czyli rolkę pełną różnych składników, arkusz suszonych glonów możemy przeciąć wzdłuż.
Po drugie, moczymy dłonie i z ryżu tworzymy kulę wielkości piłki tenisowej (robimy to z wyczuciem, aby nie zgnieść ziaren). W takiej formie szybciej rozłożymy ryż na nori i nie będziemy musieli dobierać dodatkowych porcji. Arkusz kładziemy pionowo, składniki rozkładamy na środku i… zwijamy.
Po trzecie, do wykonania rolek sushi nie potrzebujemy bambusowej maty. Możemy położyć ją na koniec na gotowym wałku i delikatnie docisnąć.
Po czwarte, temaki sushi (w kształcie rożka) są nie tylko efektowne, ale proste i szybkie do wykonania, ponieważ nie musimy dzielić ich na porcje. Wystarczy przekroić wzdłuż arkusz nori i uformować z ryżu kulę wielkości piłki golfowej. Arkusz kładziemy poziomo i na jego lewej połowie rozkładamy ryż. Wszelkie składniki układamy po przekątnej i skręcamy rożek.
Itadakimasu! Smacznego.
Jeśli zaś chodzi o sam lokal to jego wyróżnikiem (poza imponującym cocktail barem, w którym oferowana jest nie tylko sake, ale i japońska whiskey) jest grota solna. Sam pomysł intrygujący, ale niestety niedopracowany – sala zamiast intymnej atmosfery oferuje możliwość zaglądania w talerze siedzących tuż obok klientów.
Na szczęście Sushi Club broni się jakością podawanego sushi – świeże składniki i brak przesady w ilości serwowanego w rolkach ryżu, to naszym zdaniem droga prowadząca do sukcesu. Na pewno wrócimy, aby przekonać się o dalszych losach tego miejsca.