Przyszliśmy za tłumami, kiedy wszyscy już o Oh My Phở dawno słyszeli i zdążyli już wygrzać tam miejsca. Zanurzyliśmy się w podrasowanym wietnamskim blichtrem wnętrzu, które pod warstwą złota i purpury skrywa ślady secesyjnej przeszłości kamienicy z początku XX wieku. I kiedy mrugały do nas psychodeliczne kwiaty lotosu, a w nosie kręcił zapach sosu rybnego, my pozwoliliśmy oczarować się Viet Mamie.