X

Solleim 설레임 – koreański streetfood na Bielanach Wrocławskich

Obrzeża Wrocławia mogą brzmieć dość kontrowersyjnie jako kulinarna destynacja, szczególnie kiedy w grę wchodzi kuchnia koreańska. To jednak tylko pozorny paradoks dla osób niewtajemniczonych w interakcję między rozwojem przemysłowym spowodowanym napływem zagranicznego kapitału a gastronomią. To właśnie na Bielanach Wrocławskich, w tkance podmiejskiej utkanej z niszczejących przedwojennych budynków, willi z imponującymi trawnikami i olbrzymich zakładów produkujących baterie litowo-jonowe do elektrycznych samochodów spotkacie nowych sąsiadów – Koreańczyków.

(„Gdybyśmy byli rygorystyczni, to oczywiście musielibyśmy używać formy „do Bielan”. Z tego powodu, że Bielany Wrocławskie są osobną miejscowością. Jednakże wrocławianie od lat mówią „na”. Bielany są traktowane jako część stolicy Dolnego Śląska, stąd też taka forma też jest dopuszczalna. Przyznam, że chyba wszyscy moi znajomi mówią, że jadą „na Bielany”, a nie „do Bielan”” – wyjaśnia profesor Miodek.)

rosnąca liczba mieszkańców Korea Town

Tu i ówdzie zaczęły się pojawiać nowe restauracje, sklepy spożywcze, a nawet azjatyccy fryzjerzy – wszystko po to, aby odpowiedzieć na potrzeby wciąż rosnącej liczby mieszkańców Korea Town. Gdzie Azja, tam i my, więc wkrótce stanęliśmy przed uchyloną bramą posesji, na której zaparkował czerwony food truck Solleim 설레임.

Z jego wnętrza spoglądają na nas właściciele i kucharze w jednej osobie – polsko-koreańska rodzina, która zdecydowała, że streetfood to to, czego wszystkim w tej okolicy brakuje najbardziej do szczęścia. I chociaż wrocławskie przedmieścia w niczym nie przypominają rozświetlonego neonami nocnego marketu, to muszę przyznać im rację – po chrupiące kurczaki warto tu nie tylko wpaść po sąsiedzku, ale i przyjechać z daleka.

Naszą ciekawość po raz pierwszy wzbudzili pokazując na swoich social mediach zdjęcie koreańskiego lodownika – mul-naengmyeon, który znać możecie z naszego przepisu. To jest nasza miłość absolutna, a na dodatek danie, które wcale nie tak często gości w kartach restauracji, więc wiedzieliśmy, że coś musi być na rzeczy. Nie było odwrotu – przy ostatniej wizycie we Wrocławiu był to dla nas punkt obowiązkowy.

Jest słońce, jest ogródek Solleim z krzakami porzeczek (które Mała Pyza uznała za deserowy bufet all-you-can-it, sorry!), jesteśmy my. Chcielibyśmy zjeść wszystko, więc rzucamy się na najostrzejsze pozycje w menu – wspomniany lodownik, ostrego kurczaka KFC, czyli Korean Fried Chicken (yangnyeom tongdak) i… w tej chwili orientujemy się, że jako danie dla bardzo głodnych dzieci najlepszy będzie grill.

idealny balans chrupkości

Na mały głód sprawdza się zatem w naszym przypadku mrożona zupa z piklami z białej rzodkwi różowymi od koreańskiego chili i z dodatkową porcją wasabi (zamiast tradycyjnie podawanej musztardy). Wolę kiedy smak wołowego wywaru jest bardziej intensywny, ale nie narzekam, bo danie to smakuje bardziej domem niż ulicznym jedzeniem. Kurczaki z papierowego wiaderka znikają w równie zastraszającym tempie i są najlepszymi jakie do tej pory jadłam w Polsce. Dlaczego? Idealny balans chrupkości – kiedy robię je w domu bywa, że tak mocno chce zrobić najbardziej chrupiącą panierkę na świecie, że wychodzi zbyt twarda. W Solleim jest w sam raz, mimo hojnego obtoczenia w pikantnym sosie (spokojnie możecie wziąć wersję bardzo ostrą – bliżej jej do słodyczy niż do wypalenia kubków smakowych). Kolejny plus – sos nie jest zdominowany pastą gochujang! Zupełnie nie dziwię się przychodzącym co chwilę po odbiór zamówienia koreańskim klientom – w Solleim robią kurczaki chyba nawet lepiej niż słynne ajummy na seulskich targowiskach.

To, co sprawiło jednak, że wzruszyliśmy się ze szczęścia to zapach skwierczącego na grillu boczku. Samgyeopsal jest daniem, które wymaga trochę więcej czasu, więc przygotujcie się na ucztę w dobrym towarzystwie. Plastry tłuściutkiej wieprzowiny możecie zgrillować sami, ale na pierwszy raz łatwiej może być ze wsparciem właściciela. Postawi przed wami porządny zestaw, samodzielnie przygotowanych banchanów – przystawek, w których powstawaniu miała udział cała rodzina. Koreańska właścicielka słynie w okolicy ze swojego ogródka pachnącego pachnotką (kkaennip – dużo bardziej aromatyczna niż japońskie shiso czy wietnamskie tiá tô), a polski teść zbiera niedźwiedzi czosnek na pikle w sosie sojowym (myungyi-namul jangajji 명이나물 장아찌). Takie historie uwielbiamy! Koreańska gościnność jest niezwykła, a jej najlepszym przykładem jest stół wypełniony po brzegi. Tak jest właśnie w Solleim – grill otoczony przystawkami, pokrojone nożyczkami plastry boczku wpadają w liście sałaty i pachnotki z plastrami czosnku i zielonego chili. Mała Pyza na ten widok wykrzykuje: jest pięknie i rzeczywiście jest, bo (co najważniejsze) w Solleim potrafią gotować, a receptury przekazywane są z pokolenia na pokolenie – w końcu nazwa tego miejsca oznacza „radosną ekscytację” i przypomina w pewnym sensie japoński okrzyk Yatta!

PS: Na pewno wrócimy. Zresztą już to zrobiliśmy, bo nie-po-drodze do Warszawy zajrzeliśmy jeszcze na chwilę po napoje regeneracyjne – słynne koreańskie bubble milk tea z kulkami tapioki i czarnym cukrem. Mniam, szczególnie w wersji z kawą latte! Na dodatek nie zjedliśmy jeszcze całego menu – obiecujemy poprawę, zwłaszcza że planowane są sezonowe zmiany w karcie i już szykujemy się na pachnące jesienią słodkie placki hotteok.

Solleim 설레임

Adres: ul. Makowa 12, Bielany Wrocławskie
Godziny otwarcia: niedz.-pon. zamknięte, wt.-pt. 16:00-21:00, sob. 16:00-20:00

Podobne wpisy