I stało się. Mieliśmy niepowtarzalną okazję zjeść (i przyrządzić we własnej kuchni) ramen z Tsuta – pierwszej na świecie restauracji specjalizującej się w daniach typu ramen, odznaczonej gwiazdką Michelin. Nasze marzenia spełnili Asia i Kondi z bloga Byłem tu. Tony Halik. – specjalną limitowaną zupę instant wypatrzyli na zapleczu sklepu typu kombini w Kobe. Oficjalnie można ją było nabyć jedynie na przełomie maja i czerwca za 498 jenów (niecałe 20 złotych).
W zamian otrzymujemy chrupiący makaron instant pokryty wywarem, którego podstawą jest sos sojowy, wywar z kurczaka, dashi, białe wino oraz specjalna substancja imitująca smak trufli. To właśnie dzięki temu ostatniemu magicznemu składnikowi ramenya Tsuta zasłynęła na całym świecie (inaczej mówiąc: truflami była usłana jej droga do gwiazdki).
Wróćmy jednak do rzeczywistości – w naszych dłoniach spoczęło opakowanie bardzo ekskluzywnej (w sensie dostępności) zupy instant i postanowiliśmy dobrze je spożytkować. Przygotowaliśmy najlepszy na świecie boczek chashu według przepisu Kohei z bloga Japończyk gotuje, utarliśmy rzodkiew daikon, pieczołowicie pokroiliśmy zieloną dymkę i… otworzyliśmy szeleszczącą torebkę z wizerunkiem upragnionego ramenu. Zaglądamy, a tam szok i niedowierzanie. Makaron w formie krótkich nitek, kropka w kropkę jak wyjęty z rosołu Matki Polki. Tylko, że suchy – w tej formie chrupiący i uzależniający jak za czasów studenckich, ale nic poza nim. Zalaliśmy, obłożyliśmy i zjedliśmy. Werdykt? Dobry, bo był boczek (a jak mówi stare japońskie przysłowie: wszystko z boczkiem jest dobre).
Na pocieszenie zobaczcie video prosto z Tokyo – Tsuta oczami Kasi i Krisa z TheUwagaPies