X

Uki Uki – japoński makaron na fali popularności

Makaron udon, jak spora część japońskich klasyków, ma swoje korzenie w Chinach. Chociaż w kraju kwitnącej wiśni aka wschodzącego słońca rozpowszechniony został już w XIV wieku dzięki buddyjskim mnichom, to na podbój zachodniego świata ruszył 700 lat później, czyli… teraz. W Londynie mieliśmy okazję testować najlepszy udon poza granicami Japonii.

Nie trzeba było jednak długo czekać i na warszawskim podwórku doczekaliśmy się własnego lokalu o nazwie Uki Uki, co tłumaczyć można jako ekscytujący. I tak właśnie czuliśmy się jeszcze przed otwarciem tego przybytku podglądając przez witrynę lśniącą nowością maszynę do produkcji makaronu.

Przepis na doskonały udon jest prosty i każdy może go poznać: mąka pszenna, woda, sól, a czasem i tapioka. Co sprawia jednak, że makaron ten ma idealną sprężystość, kolor i smak? To szczegóły takie jak na przykład woda, która w Polsce jest znacznie twardsza od japońskiej (można ją zmiękczyć octem). Sposób podania odgrywa również niemałą rolę – udon jest to bowiem makaron całoroczny, je się go zarówno na zimno (zaru), jak i zanurzony w gorącym bulionie (kake).

Początkowo udon był luksusową potrawą niedostępną dla większości społeczeństwa Japonii. Szybko spowszedniał jednak do tego stopnia, że obecnie zjeść można go na stojąco w tanich barach szybkiej obsługi. A jak jest zatem w Uki Uki?

Wnętrze lokalu jest tak proste, że szybko można o nim zapomnieć, niczym blade tło dla tego, co wynurza się z kłębów pary – świeżo przygotowanego grubego pszennego makaronu. To on tutaj rządzi i jest najmocniejszym elementem karty. Nie dziwi nas to po przyjrzeniu się japońskiemu właścicielowi o perfekcjonistycznym zacięciu, którego często spotkać można w skupieniu wyławiającego siecią makaron.

Smakują nam intensywne, klarowne wywary podane w dopracowany sposób, a czas oczekiwania na nie zdecydowanie mniej doskwiera, kiedy własnoręcznie ucieramy prażony sezam w mini makutrze. Te wszystkie elementy sprawiają, że Uki Uki wyróżnia się na tle japońskich restauracji spójną, dopracowaną koncepcją.

Nie przypadła nam do gustu za to wersja fusion. Z założenia z połączenia Wschodu i Zachodu powinno wyjść coś lepszego, jednak w tym przypadku smak zupy został spłycony i nie pomogło mu nawet towarzystwo powszechnie lubianego łososia – nam trafił się osobnik nie dość, że z natury tłusty to i w tłuszczu pływający.

Dość już jednak narzekactwa, bo jesteśmy dobrej myśli co do tego miejsca. Chociaż od otwarcia minęło już trochę czasu to odnieść można wrażenie, że Uki Uki nie jest dziełem skończonym. To proces, ciągłe doskonalenie się, testowanie. Podoba nam się ta idea.

Fanom japońskich przysmaków w stylu kawaii do gustu na pewno przypadną desery – ryżowe kulki mochi, połączone z lodami i zrównoważone goryczką sosu muscavado czy zielona sproszkowana herbata matcha z mleczną pianką. To wystarczający powód, żeby wpaść tam zupełnie niezobowiązująco, aby osłodzić sobie dzień.

Uki Uki, Krucza 23/31, Warszawa

Podobne wpisy