Niezmiernie się cieszę, że mogę być w Japonii podczas wejścia w nową erę – Reiwa. Wszystkim Japończykom (i nie tylko), dzisiaj życzę szczęśliwości, dobrobytu i pokoju. I wracam z Kyoto do Osaki.
A Osaka streetfoodem stoi! I chociaż nie jestem największą fanką smażeniny, którą nasycone jest tutejsze powietrze, to muszę przyznać, że jedno jest pewne – atmosfera lokali poraża bezpośredniością. W Izakaya Toyo (polecanej w nowym serialu Netflixa Street Food) ludzie stoją okryci kocami, przekrzykują się i samozwańczo nurkują w chłodni po piwo. Stali klienci przy kontuarze zgarniają najlepsze kąski, a reszta z nas dostaje kraby czy tłustego tuńczyka w tempie ślimaczym. Nikt się tym jednak nie przejmuje (jak i średnią jakością jedzenia) – w końcu chodzi o to, żeby się dobrze bawić. Dzieci krzyczą, dorosłym skrzą się oczy, a ja stoję pośród tego chaosu pijąc zieloną herbatę. Chyba nie chcę psuć tej atmosfery dyskusją o tym czy street food jest fajny tylko dlatego, że jest na ulicy i że często jest powiązany z fajnymi osobami.
Czy to koniec opowieści o osakijskim streetfoodzie? Zdecydowanie nie. Ma wiele twarzy, a jedną z nich jest (również „netfliksowa”) Takoyaki Umaiya – to taka mieszanka stylu domowego (siedzę z widokiem na zlewozmywak i wlepiam oczy w telewizor) z barem mlecznym. Do ciasta wypełnionego kawałkami ośmiornicy podchodzi się tu jednak poważnie. Nie ma fikuśnych sosów czy dodatków. Idealnie chrupiące takoyaki z wnętrzem o konsystencji budyniu docierają przed moje oczy zupełnie nagie. Smaruję je pędzlem ociekającym sosem na ułamek sekundy przed tym jak trafiają do moich ust. Kwaśno-słodki imbirowy aromat uzupełnia mocny smak ośmiornicy. Jeśli w ogóle jeść takoyaki to właśnie tu! A jeśli nie to pozostają jeszcze kushiyaki, okonomiyaki i wiele wiele innych.
Smacznego!