To już (prawie) ostatnia dawka Japonii – w dni wolne od ramenu udało mi się po raz pierwszy odwiedzić trzy miasta: Kioto, Narę i Kobe. Nie dziwi więc pewnie fakt, że sporo na mojej trasie turystycznych klasyków. I wiecie co? Cieszyłam się nimi jak dziecko! Jednak wspólna z Yoshihisa kolacja kaiseki wieńcząca mój pobyt uświadomiła mi o ile cenniejsze są te doświadczenia, które możemy dzielić z Japończykami. Ale o kaiseki będzie osobny wpis.
PS: Wiecie jak wyglądają japońskie oczekiwania versus rzeczywistość? Słynne jelenie z parku w Narze okazały się bestiami! Pożerały dziecięce policzki myśląc, że to dorodne słodkie jabłka (w tle słychać krzyki poszkodowanych przedszkolaków), a znudzone nimi i specjalnymi ciastkami rzuciły się na moją papierową torbę. Wyrwały połowę i mlaskając szyderczo uświadomiły mnie w satysfakcji z zemsty na turystach.