Znacie nasze podejście – zwykle polecamy konkretne dania, a nie lokal. Tym razem będzie inaczej, bo na Bangkok Soi nie mamy odpowiedniej kategorii. Na otwarcie czekaliśmy z niecierpliwością i są ku temu dwie przyczyny. Pierwsza to ekscytacja wywołana łatwiejszym dostępem do kuchni Marcina Niewiadomskiego (znanego z food trucka My Little Thailand). To taki nie-Taj, który tak bardzo wierzy w swoją wizję kuchni tajskiej, że nawet nie zastanawia się nad dostosowaniem do preferencji klientów. I dobrze! Zmęczeni jesteśmy długim i kosztownym procesem przekonywania tajskich kucharzy w Polsce, że lubimy dania ich kuchni rodzimej, a nie wymyślne fusion ograbione z podstawowych składników. Tak jakby jadalnym storczykiem dało się zamaskować brak sosu rybnego czy pasty ze sfermentowanych krewetek. 😉
Druga przyczyna naszego wyczekiwania jest prosta – z twórcami łączą nas więzy sympatii. Recenzja byłaby więc nie na miejscu, ale z drugiej strony dobrem trzeba się dzielić. Co zamiast? Mam garść może niezbyt odkrywczych porad, ale za to bardzo praktycznych: jak zamawiać, żeby dania tajskie smakowały jeszcze lepiej?
Na stół!
Co to właściwie znaczy? Jeżeli tylko mamy szansę do Bangkok Soi wybierzmy się w kilka osób, aby zamówić wspólny posiłek – dania bez konkretnego przydziału na osobę. Bo cała porcja suchego curry dla jednej osoby, to prawdopodobnie zbyt duże wyzwanie. 😉
Różnorodnie
Pewnie rzadko zastanawiamy się nad tym jak w polskiej kuchni komponujemy posiłek – zestaw: zupa, ziemniaki, kotlet, surówka wydaje się oczywistością. Nie zamawiamy schabowego z kurczakiem i golonką nawet przy silnych mięsariańskich preferencjach. Dlaczego? Bo tak się nie je.
Teraz przenieśmy ten przykład na tajską praktykę – zamiast kilku rodzajów curry (bo wszyscy przy stole je kochają), stwórzmy posiłek, w którym znajdzie się miejsce na różne rodzaje warzyw, mięs czy zupę.
Zaufaj kucharzowi
Niewielkie zmiany ostrości (najchętniej w górę!) możliwe są do wynegocjowania, ale jeśli Bangkok Soi ma być nową jakością kuchni tajskiej w Polsce, to na swoich warunkach. Niech przyczyną do rozmowy z kucharzem lub obsługującą cię osobą będzie chociażby brak pad thaia w menu. 😉 Jeśli nie masz pewności czy gotowy jesteś na pełne zanurzenie w tajskiej autentyczności, to po prostu poproś o wskazówkę.
Zerknijmy w końcu do menu, w którym nazwy tajskich dań to transkrypcje za pomocą alfabetu łacińskiego zgodne z fonetyką angielską, dzięki czemu łatwiej zapadają w pamięć. Doceniam to!
Jako specjalności wyróżnione zostały: boczek z tajską bazylią (PAD KRA PAO MOO KROB), dry curry z wieprzowiną (KUA GLING) oraz sałatka z zielonej papai (SOM TAM). Na uwagę zasługuje szczególnie ta ostatnia, ponieważ zdobycie zielonej papai w Polsce wcale nie jest takie proste i dużo restauracji posiłkuje się zamiennikami lub w ogóle rezygnuje z tego dania. Wersja Bangkok Soi to ogień! Wypieczone chili języki idealnie wymasuje… znajdująca się na boku talerza surowa kapusta.
Do sporej części dań podawany jest ryż oraz zupa (ostra wieprzowa TOM SAP), a mam nadzieję, że niedługo również pojawią się opcje na niezobowiązujący lunch.
Przed nami jeszcze testy dostępnych curry (jadłam tylko Massaman). W menu znajdziemy klasyki, czyli żółte curry (GAENG GAREE GAI) i czerwone (GAENG PED GAI) z kurczakiem w odsłonie, która odbiega od tego do czego przyzwyczajeni jesteśmy w polskich-tajskich restauracjach. Do Bangkok Soi wracam już wkrótce.
Bangkok Soi
Adres: al. Jana Pawła II 50, Warszawa
Godziny otwarcia: pon. zamknięte, wt.-niedz. 12:00-21:00