Jeśli uzależnieni jesteście od pikantnych smaków, to mamy dla Was dobrą wiadomość – na warszawskim Mokotowie powstało prawdziwe Korea Town. I od początku skazane jest na sukces.
Za konceptem stoi polskie małżeństwo, które zaostrzyło już apetyt na Koreę tworząc maleńkie bistro Miss Kimchi. Tym razem gotują z większym rozmachem, ale po staremu urzekają swoją bezpretensjonalnością i szczerością. I coś w tym musi być, bo w Warszawie jest kilka koreańskich restauracji, ale żadna z nich nie ma tak wielu wiernych klientów. Coś mi się wydaje, że magia kryje się nie tylko w przemyślanym menu – kiedy patrzę na uśmiech szefowej kuchni, to wiem, że jem coś przygotowanego z sercem.
W przypadku wietnamskiej kuchni, którą znamy bardzo dobrze jesteśmy zwykle strażnikami autentyczności. Na koreańskie specjały patrzymy z większym dystansem i po prostu zależy nam na tym, aby dobrze poucztować. Dlatego banchan z ananasa i płatków chili witamy szerokim uśmiechem, bo jest to po prostu udany eksperyment w duchu kuchni fusion. Nic nie podrabia, nic nie udaje.
A tych banchanów, czyli mini przystawek jest naprawdę dużo i smakują nam zdecydowanie bardziej niż w Miss Kimchi. Wśród nich znajdziecie piklowane korzenie lotosu, grillowane płatki z glonów, kalmary o ciekawej konsystencji, szybko przesmażone kiełki mung z olejem sezamowym, placki z kimchi i wiele innych. Zamawiamy po koreańsku: do głównego dania dostajemy 8 banchanów, więc jest w czym wybierać!
Zjedliśmy prawie wszystkie dania z menu. Kuchnia jest równa, ale są takie potrawy, na które będziemy wracać częściej. Jedną z nich jest zupa soondubu jjigae – pikantna, ale nie wypala kubków smakowych 😉 W świetnym wywarze znajdziemy uczciwą porcję owoców morza, wieprzowiny oraz miękkiego tofu. Podawana jest z puszystym jajkiem gyeran jjim, ryżem i dwoma rodzajami banchanów.
Drugim pewniakiem Korea Town jest bossam – duszony boczek zawijany w liście sałaty i pachnotki z sosem ssamjang i ostrą sałatką. Dla nas to taki hit koreańskich imprez: na stole stawiamy miskę sałaty, pikle, sos i każdy sobie sam zawija grillowany boczek z czym lubi. Smakuje sentymentalnie, a jedzenie rękami to fajna alternatywa dla tych, którzy nie są przyzwyczajeni do wyjątkowo śliskich koreańskich pałeczek z metalu.
W menu nie zabrakło klasyka z Miss Kimchi, czyli KFC = Korean Fried Chicken. Pierwotnie nie miało go tu być, ale właścicieli ugięli się pod naciskiem kategorycznych żądań stałych klientów bistra – w końcu nawet na Mokotowie ludzie mają prawo do odrobiny koreańskiego fast foodu 😉
PS. Zwróciliśmy uwagę na koreański mural, którego autorką jest Hakya – nadaje on wyrazu temu dość minimalistycznie zaprojektowanemu wnętrzu (te wszędobylskie sroki i inne stwory z fajką to kwintesencja Korei!).
Korea Town
Adres: Olesińska 2, Warszawa
Godziny otwarcia: codziennie 12:00-22:00
Rezerwacje telefoniczne: +48 531 754 079
Ceny:
- przystawki 16-30 zł,
- zupy 27-32 zł,
- dania główne 35-39zł (podawane z ryżem i zestawem 8 banchanów)