Wpadłam na TUK TUK – tajskie lody przez przypadek. Powiewające na kwietniowym wietrze leżaki i sztuczna palma to nie moje klimaty, ale lody zdecydowanie tak. Zwłaszcza takie, które powstają w pół minuty i sama mogę decydować co do nich trafi. Pomysł przeniesiony wprost z ulic Bangkoku to taki panazjatycki miks – przed naszymi oczami odbywa się krótki show w stylu japońskiego teppanyaki (no może mniej kiczowato spektakularny).
Zasadnicza różnica polega jednak na tym, że zamiast gorącej płyty mamy zamrożoną (od -35 do -20 stopni C). Trafiają na nią wybrane składniki np. masło orzechowe czy świeże owoce i baza, czyli mleko (również sojowe lub kokosowe). Szybkie ruchy metalowymi łopatkami –powstaje gęsta masa, kolejne uderzenia – mamy ją rozsmarowaną i zwiniętą w zmrożone rulony. Do tego posypki, sosy, jednorożce i confetti 😉
Dostępne smaki nie są może typowo tajskie, ale nie mogę doczekać się kiedy wraz z pojawieniem się sezonowych owoców pojawią się nowe możliwości. Największym plusem tajskich lodów poza ich oryginalną formą jest to, że mogą być zdrową alternatywą dla naszych tradycyjnych wyrobów. Nie zrozumcie mnie źle – uwielbiam ciężkie, kremowe lody, ale odkąd zaczęłam kręcić je w domu nie ustaje mój podziw nad ilością kalorii, które udaje się w nie wtłoczyć.
Tajskie lody mogą być hitem tego sezonu – możecie ich spróbować w Zielonej Górze, Wrocławiu, a wkrótce również w Warszawie. Jestem na tak!
Tuk Tuk – tajskie lody
ul. Powstańców Śląskich 1, Wrocław
Czynne cały tydzień od 12 do 19