Zanim Ramen Girl trafiła na warszawski Muranów krążyła już o niej miejska legenda. Rozbuchane oczekiwania, wstrzymany oddech i podkręcone emocje. To będzie TEN ramen, mówili. Bo chociaż w stolicy lokali z ramenem jest już dostatek, większość z nich z japońskiego dania pożyczyła sobie tylko nazwę.
Po testach krakowskiego ramenu (o których więcej TU), powstałego na zgliszczach Yellow Doga, wiemy już, że spodziewać możemy się wszystkiego, ale na pewno nie podążania drogą imitacji japońskiego autentyka. I dobrze. Schodzimy więc w podziemia lokalu z otwartą kuchnią, przysłoniętą jedynie tajemniczymi miksturami w słoikach. W menu intrygującymi połączeniami składników kuszą duże talerze, ale jesteśmy skupieni na celu, bo to przecież restauracja specjalizująca się w daniach typu ramen. Po krótkim czasie oczekiwania przed nasze nosy trafia nudnawe amuse bouche (surowa rzodkiew japońska / edamame / kolendra / sos teriyaki). Poza kolendrą, która w kuchni japońskiej raczej nie występuje powszechnie, mamy foodpairing jak z klasycznej suszarni. Tymczasem wróćmy myślami do tych tajemniczych słoików przy wejściu, skrywających kiszone skarby – po podkręceniu czymś słodkim mogłyby zapalić na naszych językach petardę. Na pocieszenie nie dają na siebie długo czekać uczciwych rozmiarów ceramiczne misy ze złotym ramenem (łopatka wieprzowa / kremowe jajko / dymka / sezam / marynowana czarna rzepa / taró z kminu / wywar wieprzowy / makaron alkaliczny) oraz pomarańczowym (marynowana pierś z kaczki, pomarańcza/dynia/marynowany ogórek/mus z wędzonej papryki / karmelizowany imbir / wywar mięsny / makaron alkaliczny). Wyglądają dobrze, a nawet bardzo dobrze. Dopracowane dodatki łączą zgrabnie polskie i japońskie tradycje kulinarne: doskonałe pikantne ogórki, marynowana rzepa i dynia czy kaczka z różowym środkiem. Te smaki sprawiają, że człowiek przymyka oko na coraz chłodniejsze dni. Oznaczają przecież rozpoczęcie sezonu otwierania słoików z piklami, kiszonkami i wszystkim to, co skrywa dobrze zaopatrzona przez lato spiżarka.
Wracając do rzeczywistości – rozochoceni uroczą aparycją naszych ramenów zanurkowaliśmy w wywarach, siorbnęliśmy makaronem jak trzeba. I? I niestety poczuliśmy się przez Ramen Girl zwiedzeni. Liczyliśmy na głęboki w smaku wywar po którym usta pokryte kolagenem sklejają się ze sobą pozostając w wymownym mmmmm czy sprężysty makaron. Ci, którzy liczyli na ramen lepszy, a nie tylko inny od oryginału, mogą czuć uzasadnione rozczarowanie. Na poprawę humoru spróbowaliśmy testowanego przez nas już wcześniej niejednokrotnie czarnego ramenu (mięso wieprzowe / taró z czarnego czosnku / sepia / szpik / sezam / węgierki / edamame / burak / ostre zielone / wywar z mięs i glonów / makaron alkaliczny) i tu kolejna niespodzianka – dodatki w punkt (ach, ten chrupiący karmelizowany boczek!), ale barwiony sepią wywar zatopiony został półcentymetrową warstwą tłuszczu. Na naszą prośbę aż trzy osoby sprawdzały czy nie mamy problemu ze wzrokiem, ale ostatecznie stwierdzono, że jest to efekt zamierzony, aby zupą najadła się nie tylko mała kobieta, ale i duży mężczyzna. Trudno się było kłócić z sympatycznym, ale niezbyt zorientowanym w genderach kucharzem. Mam wrażenie, że w dobie olbrzymiego zainteresowania kulinariami i wzrostu prestiżu pracy w gastronomii jakoś tak niezręcznie jest sugerować, że głównym celem posiłku w restauracji jest najedzenie (zwłaszcza w lokalu, w którym ceny głównych dań oscylują na poziomie 50 – 100 zł).
Jeśli jednak jesteście zniechęceni do Ramen Girl to błąd, bo teraz nastąpi epilog z niespodziewanym zwrotem akcji. Na koniec przyniesiono nam deser – chrupiący topinambur, który rozsiadł się wygodnie na sosie kokosowo-pandanowym. Co za połączenie smaków i tekstur! Orzechowa gorycz bulwy ujarzmiona słodkim wykończeniem. To był genialny finisz Ramen Girl, która jeszcze niedawno zarzekała się, że deserów robić nie umie, bo nie lubi. Poszliśmy za ciosem – domówiliśmy kolejny deser. Lody z czarnej porzeczki z kminkiem oraz czerwoną kapustą marynowaną z kuminem, a wszystko na żółciutkim koglu-moglu. Bang-bang! Wracamy na pełną kartę, bo mamy wrażenie że to ramenowe wcielenie Luizy Trisno było jedynie transgresją, przejściem do czegoś znacznie, znacznie lepszego.
Ramen Girl Warszawa
Adres: al. Jana Pawła II 61, Warszawa, www
Godziny otwarcia: od 12:00