W styczniu blogosferę opanowały podsumowania minionego roku, my jednak z głowami w Azji wciąż czekamy na 19 lutego, kiedy to zgodnie z chińskim kalendarzem księżycowo-słonecznym powitamy Rok Kozy. Gdzie najlepiej spędzić ten wyjątkowy czas? W Londynie, gdzie w China Town i poza nim, znajdziecie azjatyckie restauracje oraz sklepy z egzotyczną żywnością. Przetestowaliśmy je dla Was inspirując się radami Fuchsi Dunlop (autorki m.in. Płetwy rekina i syczuańskiego pieprzu), recenzjami lokali gastronomicznych pisanymi przez azjatyckich ekspatów (znajdziecie je np. na blogu London Chow) oraz poradami instagramowych fanów Pyzy.
Koya
Kiedy w Polsce toczymy żywe dyskusje nad kwintesencją japońskiego ramenu, w lonyńskim Soho króluje gruby makaron pszenny udon w klarownych wywarach. W Koya, niewielkim lokalu typu udon-ya, centralne miejsce zajmuje otwarta kuchnia, w której skupieni i niezbyt wygadani kucharze komponują kolejne porcje według schematu: atsu-atsu (gorący udon – gorący wywar), hiya-hiya (zimny udon – zimny wywar podawany osobno lub razem) oraz hiya-atsu (zimny udon – gorący wywar). Brzmi skomplikowanie? Dla nas ekstatycznie autentyczne. Diabeł tkwi w szczegółach – gruby pszenny makaron pręży się na języku, dzięki 5-cio godzinnemu procesowi produkcji, który zgodnie z medialną plotką obejmuje m.in. wyrabianie ciasta stopami. Japońskimi oczywiście. Jeśli w tym momencie przypomnieliście sobie numer do Sanepidu, to uspokoić Was może informacja, że ciasto pokryte jest folią – wszystko zgodnie z tradycją, ale bez przesady.
Paleta smaków w Koya to definicja czystej formy – kilka prostych składników dopracowanych do perfekcji tworzy kompozycje minimalistyczne, a jednak sycące. Wysoką jakość zapewnia użycie lokalnych produktów – wodorosty pochodzą z wybrzeży Walii, owoce morza z londyńskich targowisk, a japońskie grzyby uprawiane są na angielskich farmach. Czego chcieć więcej? Być może podobnego lokalu w Warszawie? Chodzą słuchy, że taki już wkrótce powstanie.
Ceny: od £6,90 do £14,90 za porcję.
Adres: 50 Frith St, London W1
Bao Bar
Co sobotę na hipsterskim bazarze w Hackney ustawia się długa kolejka – amatorzy wszystkiego, co niszowe rozsmakowali się w kuchni Tajwanu. Mikroskopijny lokal w stylu xiao chi z czterema stołkami przy blacie otwartej kuchni, posiadającej na wyposażeniu dwa sprzęty: parownik i frytkownicę. I to wystarczy, bo Bao Bar specjalizuje się w drobnych tanich przekąskach, czyli klasyce streetfoodu. Jest prosto, ale z charakterem, bo w głównej roli występują tajwańskie gua bao – lekkie mleczne bułeczki na parze, w wersji na bogato i wegetariańskiej. I tak naprawdę wszystko jedno jaką wkładkę bao wybierzecie – skórka boczku chrupie jak trzeba, ale i panierowana rzodkiew daikon zaskakuje swoją mięsistą konsystencją oraz kruchym wykończeniem panko. Porcje są małe, więc na dokładkę można zjeść jeszcze smażonego kurczaka w mleku sojowym lub spróbować sezonowych specjałów: herbaty oolong z mleczną pianą (是霜乳烏龍), ciastka z krwi (豬血糕) czy sałatki z pomelo. W Bao Barze jest dobrze, a będzie nawet lepiej, bo sukces zachęcił twórców tego projektu (Shing Tat Chung, Erchen Chang i Wai Ting) do otwarcia restauracji w Soho.
Ceny: od £3,5 do £6,5.
Adres: Netil Market, 23 Westgate St, London E8 – w każdą sobotę między 12 a 15:30
East Street Restaurant
To królestwo panazjatyckiej kuchni, więc jeśli marzyliście o uczcie, na którą składałyby się tajskie, koreańskie, japońskie, malezyjskie, indonezyjskie, singapurskie i wietnamskie dania, to dobrze trafiliście. Wystrój sprawia, że można poczuć się jak na południowo-azjatyckim targowisku – nad głowami wiszą banery reklamowe w egzotycznych językach, a długie stoły i plastikowe krzesła zachęcają do kolektywnego ucztowania. Podoba nam się dbałość o szczegóły i zapewnienie bezpiecznego startu mniej zaprawionym w azjatyckich kulinariach klientom, dzięki dobrze napisanemu menu, otwartej na pytania obsłudze, a nawet podkładkom z mapą Azji i ciekawostkami o kuchniach regionu. Niestety jakość dań (których mieliśmy okazje spróbować) nie była porywająca – zgodnie ze staropolskim przysłowiem „co jest do wszystkiego, to jest…” Mimo wszystko warto zajrzeć do East Street – karta jest na tyle bogata, że każdy posiłek może być podróżą w nieznane, a atmosfera miejsca rekompensuje ewentualne potknięcia w dążeniu do odtworzenia autentycznych smaków Azji.
Ceny: od £3,95 do £14,25
Adres: 3-5 Rathbone Place, London W1
Royal China
Miejsce to polecane jest przez Fuchsię Dunlop, która na kuchni Państwa Środka zna się jak mało kto. Z dala od China Town, w eleganckim wnętrzu restauracji, przyciszonym głosem goście rozważają niuanse doskonale puchatych bułeczek, rozpływających się w ustach kurzych łapek czy aromatu ryżu gotowanego w liściu lotosu. Czujna obsługa pomaga złożyć zamówienie, jednocześnie pilnując aby czarki zawsze były pełne herbaty. Czy w Royal China zjecie najlepsze dim sum w Londynie? Nie, ale jakość dań jest stosowna do ceny i dla umiarkowanych znawców kuchni chińskiej powinna być satysfakcjonująca.
Ceny: od £3.80 do £7 za porcję dim sum (mniej więcej 8-9 porcji jest odpowiednie dla 2 gości).
Adres: 24-26 Baker Street, Londyn W1
Na koniec zostawiliśmy sobie samo China Town, które wyjątkowo dobrze prezentuje się po zmroku. To tutaj odkryjecie orientalizm vel. azjatyckość w skoncentrowanej formie – ulice przyozdobione lampionami, restauracje z witrynami, w których kuszą brzuszki pieczonych kaczek, w powietrzu zapach duriana. Atmosferę wesołego miasteczka chłoną podekscytowani turyści z całego świata, na których zza winkla wygląda Mao przyozdobiony sznurem papryczek chili.
Jak to z magią takich miejsc bywa – może szybko prysnąć, jeśli zaczniemy się zbytnio przyglądać rękom magika. Chociaż oferty bufetów nas nie zwiodły, to na własnej skórze przekonaliśmy się, że nawet polecane przez Chińczyków restauracje stosują podwójne standardy: rodacy mogą więc liczyć na autentyczne specjały, reszta świata musi zadowolić się miernej jakości kurczakiem gong/kung pao. Nie ukrywamy, że zniechęciło nas to do poznawania oferty gastronomicznej China Town, możemy jednak polecić:
Restauracja Royal Dragon: pierożki i spółka w towarzystwie herbaty, czyli dim sum w przystępnej cenie i przyzwoitej (nawet dla Chińczyków) jakości. Koniecznie trzeba też spróbować napoju prosto z Hong Kongu, który w swym składzie zawiera herbatę, kawę i mleko. To zaskakujące jak powszechnie znane składniki łączą się dając nową jakość.
Ceny: od £2,5 do £4,5 za porcję dim sum.
Adres: 30 Gerrard St, London W1
Lanzhou Noodle Bar: warto zajrzeć nawet jeśli jesteśmy najedzeni, bo w tym miejscu najważniejszy jest show kucharza ręcznie produkującego makaron.
Ceny: Wołowa zupa z makaronem (niu nang la mian) to koszt £6.
Adres: 33 Cranbourn St, London WC2
Chinatown Bakery: w witrynie piekarni ustawiono maszynę do produkcji słynnych ciastek – rybek Taiyaki, wypełnionych jajecznym kremem. Chociaż wywodzą się z Japonii zyskały sobie fanów w całej Azji i nie tylko – wnioskując po kolejce skuszonych zapachem klientów.
Ceny: 4 ciastka w cenie £2.
Adres: 7 Newport Place, Chinatown, London WC2
Baozi Streetfood: mikroskopijny lokal w całości zastawiony jest półmiskami z różnymi rodzajami mięs i warzyw nabitymi na bambusowe patyczki. Zamówione szaszłyki trafiają do garnka z gorącym i ostrym wywarem w stylu syczuańskim, aby po chwili (i sowitym posypaniu kolendrą) wylądować w naszych ustach. Gotowane szaszłyki to świetny pomysł na zimę (kusząca alternatywa dla grillowania na mrozie) i na pewno stestujemy go we własnej kuchni.
Ceny: 1 szaszłyk za £1,1.
Adres: 27 Newport Court, London WC2